Slawek
2650

SIÓDME SŁOWO Z KRZYŻA

Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego!"

Zanim rozpocznę rozmyślanie nad tym ostatnim słowem Pana Jezusa na Krzyżu, wspomnę, że dla wszystkich chrześcijan, krzyż stanowi część ich egzystencji. Uprzedzam, że nie wszyscy jesteśmy zdolni obudzić i wydobyć z zapomnienia Chrystusa, który wydaje się pogrążony we śnie wewnątrz nas samych.
Wielu z nas żyje, opłakując swoje wielkie lub małe krzyże, myśląc, że to, co nas spotyka, jest najsmutniejsze i najboleśniejsze, że nikt inny by tego nie zniósł... Co gorsza, myślimy, że Bóg nas opuścił, nie słucha nas lub się na nas gniewa.
To jednak nie jest prawdą. Jezus mówi, że Jego wiedza o nas, szczególnie o najbardziej cierpiących, chorych i słabych, sprawia, iż kocha On najmocniej ludzi ubogich i potrzebujących.
Gdybyśmy tylko uświadomili sobie, że najbardziej godni współczucia nie są ludzie najbardziej cierpiący, ale ci, którzy mają wszystko oprócz Boga, skierowalibyśmy nasze kroki do tych, którzy mają często najwięcej dóbr, ale w rzeczywistości są najbiedniejsi.
Nie tak trudno jest przyjść do ubogiego i przekonać go, że powinien zaufać Bogu, serca takich ludzi są bowiem szeroko otwarte na wiarę i kilka słów, zwykły gest braterskiej miłości bardzo często wystarczają, by pokazać im drogę do Ojca. Najtrudniej jest pokazać danemu człowiekowi, że posiadając wiele, bądź uczyniwszy z grzechu treść swego życia, jest pewien, że niczego więcej nie potrzebuje...
Oto najcięższa praca dla ewangelizatorów, którzy muszą stawić czoła pysze, wytaczając bezpośrednią walkę księciu tego świata, podstępnie ukrywającemu się w duszy bogacza, któremu nie brakuje nic, prócz miłości do Boga.
Jak dobrze by nam zrobiło rozmyślanie o Męce Chrystusowej, o cierpieniach Najświętszej Dziewicy, która wspólnie z Nim znosiła największą z kaźni, widząc swojego Pana i Syna ukrzyżowanego przez ludzi na Golgocie...a mimo to, była zdolna pozostawić nam najlepsze z możliwych świadectw, ponieważ w swojej nieskończonej Miłości i absolutnym posłuszeństwie wobec Ojca, z pokorą zniosła rozdzierający ból oglądania strasznej agonii swojego Syna. Co więcej - wzięła na siebie macierzyństwo względem całej ludzkości, by tym samym zaszczepić w nas Miłość do Jej Syna. Chciała cierpieć u Jego boku tak, jakby była grzesznic mimo że pozostawała niewinna, podobnie jak On, a wszystko po to, by także w Niej, spełniła się Wola Boga Ojca.
Jezus powiedział, że właśnie z uwagi na ten tragiczny moment, przedstawia się dwa złączone Serca (symbol naszej apostolskiej duchowości, jak również wielu innych wspólnot i apostolatów), gdyż zespolił je ból - na Golgocie tworzyły one jedno, zranione Serce. Te dwa Serca przenikają się i tworzą jedność. Jedno Serce w cierpieniu, jedno Serce w Miłości, z posłuszeństwa Ojcu i dla Zbawienia człowieka.
Teraz widzę, że powinnam wyjaśnić czytelnikom coś, co na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać nieistotne, choć w rzeczywistości niesie ze sobą ważne dla nas wszystkich przesłanie:
Wielu z was, drodzy bracia, na pewno zastanawiało się, dlaczego na okładce tej książki widnieje postać Mojżesza. Na wstępie muszę wyjaśnić, że ja sama nigdy nie nadaję tytułu książkom, a przed wyborem portalu długo się modlimy, prosząc Pana, aby nas prowadził.
Jezus powiedział mi pewnego piątkowego wieczoru:
„Nadchodzą ciemności dla świata, jednakże ten, kto w życiu niesie Mój Krzyż, nie musi się niczego lękać. Dlatego, nie powinniście poprzestawać na kontemplowaniu Mego wizerunku ani na udziale w procesji wielkopiątkowej, lecz starać się być takimi, jak Ja - przebaczać tak, jak Ja przebaczałem i tak samo jak Ja, prosić o przebaczenie. W milczeniu przyjmować poniżenia, tak jak Ja milczałem przed Piłatem, a mimo to mieć w sobie żarliwość, która uzdalnia do wypędzania kupców ze Świątyni Pańskiej. Żyć po to, by wypełnić wolę Ojca, tak, jak Ja. Miłować aż po ofiarę ze swojego życia złożoną za bliźnich. Pozwolić, aby starto nasze ciało i z radością oddać się na pokarm, aby posilić innych tym chlebem."
Po modlitwie zaczęłam medytację i pomyślałam o Mojżeszu. Jego życie i misja zawsze bardzo mnie fascynowały. Nagle, przed mymi oczyma rozpostarła się przestrzeń, która pojawiała się już wiele razy, abym mogła w niej obserwować jakąś scenę, daleką od miejsca mojego przebywania. Widziałam przed sobą chwilę Przemienienia i zadałam sobie pytanie: dlaczego właśnie Mojżesz i Eliasz? Przyszło mi wtedy do głowy, że Pan Jezus, aby stawić czoła temu, co miał przeżyć jako Człowiek, potrzebował obecności Eliasza, „proroka jak ogień".
Gdy jednak ujrzałam Mojżesza, mój ograniczony rozum nie był w stanie pojąć przyczyny jego nadejścia. Wtedy poczułam, że oświeciło mnie wewnętrzne światło i w ciągu - jak mi się wydawało - kilku minut, zobaczyłam dziesiątki obrazów przesuwających się przede mną.
Mojżesz uchodzący z Egiptu... i Jezus przyjmujący chrzest w wodach Jordanu.
Mojżesz zstępujący z góry, po otrzymaniu misji wyprowadzenia Ludu Bożego z niewoli faraona... i Jezus, wybierający dwunastu Apostołów, nauczający, uzdrawiający, przebaczający, żyjący pośród swego ludu.
Mojżesz, wyprowadzający swój lud z Egiptu... i Jezus, głoszący na Górze Ośmiu Błogosławieństw wezwanie do nawrócenia oraz Królestwo Boże.
Mojżesz przechodzący przez Morze Czerwone... i Jezus, przywracający wzrok niewidomym, mowę głuchoniemym, zdolność chodzenia - chromym, wskrzeszający umarłych.
Mojżesz, ze swoim ludem spożywający mannę, zesłaną z Nieba przez Boga, aby uchronić ich od śmierci z głodu podczas wędrówki do Ziemi Obiecanej... i Jezus, który spożywając Ostatnią Wieczerzę ze swymi uczniami, ustanawia Eucharystię, aby pozostać wśród nas, dając nam swoje Ciało i Krew jako pokarm na zbawienie od śmierci wiecznej.
Zobaczyłam jednak, że w owej chwili, Pan Jezus i Apostołowie nie byli sami we własnym gronie. Nagle, izba poszerzyła się do ogromnych rozmiarów, a w zasięgu mojego wzroku znalazły się setki, tysiące kapłanów, siedzących obok Apostołów na wózkach inwalidzkich oraz stojących za nimi, odzianych w białe szaty z zarzuconymi na nie czerwonymi stułami, z prawymi rękoma wyciągniętymi w kierunku miejsca, gdzie Pan Jezus podnosił chleb, powtarzających wraz z Nim słowa Konsekracji.
Usłyszałam głos Pana, mówiący: „ Troszczcie się o Mych braci, gdyż dzięki nim, pozostanę z wami aż do skończenia świata ”.
Potem znów zobaczyłam Mojżesza na Górze Synaj, jak bosy z rozkazu Pańskiego, klęcząc na kolanach, drży na widok palca Bożego piszącego Dziesięć Przykazań dla ludzi... i ponownie ujrzałam Pana Jezusa, w Ogrodzie Oliwnym, na kolanach, widzącego i biorącego na siebie wszystkie nasze grzechy, kontemplującego swoje przyszłe cierpienia za nas, ludzi; drżącego i broczącego krwawym potem.
Jeszcze raz stanęła mi przed oczyma scena Ostatniej Wieczerzy, Pan Jezus w otoczeniu Apostołów i wszystkich kapłanów, powtarzający Słowa Konsekracji. Jezus na chwilę odwrócił się do mnie i rzeki: „Ja jestem Chlebem Życia, oni zaś - tu rozpostarł ramiona, jakby chciał objąć wszystkich - będą Mnie rozdawać ludziom jako pokarm na Życie Wieczne.”
Majestat wszystkiego, co wtedy widziałam i słyszałam, przyprawił mnie o drżenie. Płacząc, ukryłam twarz w dłoniach i po pewnym czasie, kilku minutach, które wydały mi się godzinami, podniosłam oczy i oto, co zobaczyłam:
Mojżesz umieszczający na wysokim palu miedzianego węża, którego widok miał uzdrowić wszystkich ukąszonych przez węże... a następnie Jezus, na moich oczach wywyższony na Krzyżu, by uzdrowić dusze tych, którzy zostali ukąszeni przez szatana i zatruci jadem grzechu.
Pamiętaj, co powiedziałem ci na początku - powtarzał Pan Jezus - że nadejdzie dla ludzi pora ciemności, które wstrząsną instytucjami i poszczególnymi osobami. Także Mój Kościół będzie musiał iść tą bolesną drogą, która już się rozpoczęła, jest bowiem napisane 'Uderzę pasterza, a rozproszą się owce' i 'Jam zwyciężył świat' ”
Po raz kolejny widziałam scenę Ostatniej Wieczerzy. Twarze wszystkich kapłanów przemieniły się, upodabniając do twarzy Jezusa. Nastała całkowita ciemność i usłyszałam głos Pana, z głębokim smutkiem mówiącego: „Co chcesz czynić, czyń prędzej!”
Obraz ten powrócił. Razem z owym uczniem, salę opuściło wielu z kapłanów; biegli oni w pośpiechu, a żaden z nich nie miał już promiennego, pogodnego Oblicza Chrystusa, ale własną twarz, zdeformowaną przez strach i ból.
Z dala słychać było żałosny jęk ludzkich głosów, jakby docierali oni do przepaści i pogrążali się w niej. Z obawą spojrzałam na tych, którzy pozostali u boku Pana; zatopieni w modlitwie wydawali się nie widzieć i nie słyszeć niczego, a pokój Pański nadawał im majestatyczny wygląd niczym książętom.
Zrozumiałam, że konsekrowani, którzy wytrwali przy Chrystusie, pozostaną wierni swojemu wyborowi Jego drogi i wejdą do owej hierarchii Bożej, ponieważ dostąpią Jego sprawiedliwości, która jest owocem wierności, ta zaś - owocem ścisłego zjednoczenia, bliskości z Bogiem; bliskość z Bogiem - owocem daru z siebie a dar z siebie - owocem miłości agape, która ofiarowuje się, niczego nie żądając w zamian, szukając tylko szczęścia umiłowanej osoby.
Miłość ta, jest wreszcie owocem poznania Tego, któremu mamy być wierni do końca naszych dni, nie pozwalając, by zgasło pragnienie powtórzenia w nas doskonałej ofiary Tego, któremu zawierzyliśmy siebie.
Moje rozmyślania przerwał nagle okrzyk wydany przez Jezusa pomiędzy coraz rzadszymi próbami zaczerpnięcia powietrza:
Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego!"

W wydanej wcześniej książeczce „Opatrzność Boża", opisywałam śmierć mojej matki i głęboką naukę, jaką otrzymali wszyscy otaczający ją w czasie jej agonii.
Dla tych, którzy o tym nie czytali, piszę, że była to śmierć szczęśliwa, pogodna, spokojna, pełna zaufania do Miłości Bożej; śmierć osoby niecierpliwie pragnącej ostatecznego spotkania z Miłosierdziem Bożym, które czekało na nią po drugiej stronie tego życia. Matka prosiła nas o modlitwy i śpiewy, a szeroko otwarłszy swe błękitne oczy, powtarzała raz po raz modlitwę Jezusową - „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego!".
Gdy zmarła, zaczęłam rozmyślać o śmierci Pana Jezusa. Teraz pozwalał On, bym ja, biedna grzesznica, asystowała przy Jego własnej śmierci i ją przeżywała. Nieskończona Wszechmoc, która włada wszystkim i miłość Tego, który jest samą Miłością, połączyły obydwa te wydarzenia. Niewiele w moim życiu było chwil tak intensywnych i trudnych do wytłumaczenia...
Niebo nad Golgotą było prawie czarne, cała ziemia drżała a ludzie w panice rzucili się do ucieczki. Jedni krzyczeli ze strachu widząc te zjawiska, inni szlochali, błagając o przebaczenie i powtarzając, że Ten Człowiek prawdziwie był Synem Bożym.
„Wracam do Ojca - powiedział do mnie Jezus - Źli bracia, którzy uczynili urząd ze swego powołania, będą musieli pewnego dnia zrozumieć prawdziwe znaczenie Mojego wybrania, przyznałem im bowiem łaskę uobecniania Mnie w Eucharystii.
Nie będą już stawać przed ołtarzem, aby wygłosić kazanie, mające wytrącić ludzi z równowagi zamiast im pomóc; aby politykować, aby zarobić na swoje życie lub po prostu 'spełnić obowiązek', bo nie ma innego wyjścia, by patrząc na zegarek, szybko wyjść i spełniać inne 'obowiązki'...
Będą oni musieli zatrzymać się na swojej drodze ku przepaści i uznać, że ich miłość własna jest większa, niż miłość do Mnie i do bliźnich, a swoją postawą odbierają zaufanie i gorliwość tym, którzy choć raz w tygodniu przychodzą na spotkanie ze Mną...
Im oraz wam mówię z wysokości Krzyża: nie narzekajcie, że sekty przyciągają tłumy; zrozumcie raczej, że jest to konsekwencją waszego złego świadectwa...”

Znów słyszałam słowa, które od początku do końca wyrażały wszystko: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”. Głowa Pana całej ludzkości zsunęła się na ramię i pierś, by w końcu pozostać tam, opadłszy całkowicie. Chwila, która wydawała się nie mieć końca i którą, w moim odczuciu, zawsze będzie przeżywał w mojej obecności, była wyraziście obecna przed mymi oczyma i w moich uszach, gdy rzekł:
„Całe Moje ciało było poranione, czułem jednak wielką radość, że doznawszy Męki, wstąpię do Nieba. Wówczas, zawołałem, że wypełniwszy wszystko doskonale, oddaję swojego ducha w ręce miłującego Ojca.
Duch, który został objawiony ludziom w dniu Mojego Chrztu w Jordanie, powrócił do Ojca wraz ze Mną, aby Trójca Święta na nowo znalazła się razem w swojej Chwale. I tak, jak otwarło się Niebo, z którego oświecił was blask miłości Trzeciej Osoby Trójcy Świętej, zstępującej, wedle słów Ewangelii jak gołębica, tak też później, rozdarła się zasłona Świątyni skrywająca Arkę Przymierza, by zostali osądzeni ci, którzy Mnie potępili, a to przeraziło lud, przez wzgląd na jego kulturę i wiedzę.
Misja Słowa osiągnęła swój koniec, straszna walka dobiegła kresu. Zmarł Syn Człowieczy, ofiarowawszy się dobrowolnie z Miłości. Oddałem Siebie w ręce Ojca, z ufnością spokojnie i łagodnie. Inny, zmarł kilka godzin wcześniej, wieszając się z rozpaczy, tak, jak umierają tchórze i zdrajcy, ci, którzy nie kochają Mego Ojca i nie wierzą w przebaczenie.”

Nagle światło rozbłysło, ciemności się rozproszyły, a Jezus, widząc moje zaskoczenie, przemówił do mnie z Krzyża.
„Światłość, którą widzisz, dotrze wkrótce do Moich Apostołów, by oświecić ich i towarzyszyć im dzięki Memu Duchowi, którego oddałem w ręce Ojca. Nadejdzie On, by przypomnieć im wszystko, co usłyszeli o Mnie i być z nimi, aby ta wiedza przeniknęła ich głęboko, a swoją mocą pozwoliła im zdobyć pełną mądrość i świętość, potrzebne, bym trwał w nich: abym nadal wędrował pośród ludzi, abym nadal uzdrawiał, błogosławił i zbawiał...
Wszystko to musiało stać się na oczach świadków, aby została zrozumiana prawdziwa wartość ofiary Syna Człowieczego, który dobrowolnie oddał swoje życie w darze Bogu Ojcu i ludziom.”

Pan nie powiedział mi tego, ale zrozumiałam, że ten sam Duch zstąpi na następców Apostołów, gdyż w pewien sposób nawiązywał On do kapłanów i świeckich, zaangażowanych w życie Kościoła...
Jezus mówił do mnie dalej: „Wypełniłem wszystko, wracam do Ojca, a wy, którzy Mnie miłujecie, także będziecie prześladowani, oczerniani, poniżani i poniewierani... Nie będziecie jednak sami, gdyż Ja trwam pośród was i pozostawiam wam najcenniejszy skarb Mego życia - Moją Matkę, która odtąd będzie także waszą Matką.”
Gdy Jezus wypowiedział te słowa, zobaczyłam żołnierza, który podszedł, wziął włócznię i szepcząc coś, czego nie zrozumiałam, z wyrazem współczucia przebił bok Pana. Nieco Krwi i Wody, które z niego wytrysnęły, skropiło oblicze żołnierza, który zasłonił sobie dłonią oczy i upadł na ziemię.
Bok Chrystusa promieniał światłem, mieniąc się gamą odcieni, których nie jestem w stanie opisać. Z tego otwartego boku wydostało się coś podobnego do Wody, lecz jaśniejącego, a dalej Krew, mieszająca się z tą 'Wodą'. Uczyniły one bruzdy w ziemi i gdziekolwiek spływała Krew Pańska, zaczęły wzrastać cudownie białe lilie.
Krzyż Jezusowy znikł; na jego miejscu pojawił się ogromny kościół a do jego wnętrza zaczęły wnikać owe kwiaty. Z drugiej strony wchodziło do kościoła także wielu młodych ludzi odzianych w białe tuniki.
Nagle znalazłam się w środku i ujrzałam przed ołtarzem wszystkie białe kwiaty, zmieniające się teraz w młode kobiety, z drugiej zaś strony - w mężczyzn w albach. Mężczyźni i kobiety trwali w pokornej modlitwie z rozkrzyżowanymi ramionami. Wydaje mi się, że były to osoby konsekrowane, które oddały swoje życie Bogu...
Usłyszałam cudowny śpiew chóru, podobny do tego, którego słuchałam kiedyś podczas Mszy św. i zobaczyłam Jezusa Zmartwychwstałego, we wspaniałych królewskich szatach. Na Jego znak, młodzi ludzie zaczęli zbliżać się do Niego jeden po drugim, aby On sam namaścił ich dłonie, uśmiechając się z Miłością, którą czasem obserwuję w oczach ojców przyglądających się swoim dzieciom.

Jezus patrzył na mnie przez kilka sekund i powiedział, zwracając się w stronę środka ołtarza:
Dzięki stanowi kapłańskiemu, mocą Ducha Świętego, wszystkie grzechy ludzi zostaną przebaczone, kapłani zaś otworzą dla was bramy niebieskie. Miłując was jednak ze wszystkich sił, wymagam od was całej waszej woli. Oczekuję wszystkiego od duszy, w zgodzie z powołaniem danym jej któregoś dnia i zaproszeniem, które codziennie do was kieruję w waszym życiu przez zmieniające się okoliczności”.
Właśnie w owej chwili powróciła do mnie wizja Mojżesza i Jezusa. Postaram się ją opisać jak najwierniej. Widziałam Mojżesza, stojącego na rodzaju podwyższenia na Górze Synaj, trzymającego dwa wielkie kamienie z wyrytymi na nich znakami (domyślam się, że były to Przykazania). Poniżej widać było lud, czyniący straszną wrzawę i popełniający obrzydliwości. Wydawali się bardziej zwierzętami niż ludźmi. Oblicze Proroka stało się niemal purpurowe od napływającej krwi, widziałam jak zachwiał się i z ogromną siłą oraz gniewem cisnął owymi kamieniami w lud. Wyglądało to jak gdyby rzucił w ich kierunku sto lasek dynamitu, gdyż wielu wzleciało do góry i krzycząc wpadło do wielkiej rozpadliny w ziemi.
Następnie ujrzałam Jezusa, wywyższonego na Krzyżu, a za Nim dwóch ogromnych aniołów z obliczami promiennymi, lecz także z widocznym na nich wyrazem gniewu. Jeden z nich trzymał „tablice" (tak będziemy je nazywać) podobnie, jak trzymał je Mojżesz, były one jednak z ciała, a połączone tworzyły razem kształt serca. Na jednej z nich widać było słowa: „Będziesz miłował Pana Boga swego nade wszystko", na drugiej zaś - „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Drugi anioł trzymał w dłoniach wielki Kielich napełniony Krwią.
Gdy aniołowie byli gotowi cisnąć o ziemski glob owe tablice z Ciała i wylać Kielich Krwi, rozległ się pełen mocy głos:

Zatrzymajcie się! Umieszczę swe prawo na ich sercu, będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem..."
Obydwaj aniołowie, słysząc to, upadli na kolana z opuszczonymi głowami i znikli z mojego pola widzenia.
W jednej chwili dostrzegłam analogię między Panem Jezusem a Mojżeszem. Przeraziła mnie myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby aniołowie rzucili dwoma Przykazaniami o ziemię i wylali na nią Kielich Krwi... Wydaje mi się, że zginęlibyśmy wszyscy, otrzymując karę, o którą wołają nasze grzechy.
Mając to w pamięci, me pragnę już niczego poza błaganiem Boga o Miłosierdzie dla świata.
Czytelnik tego świadectwa powinien zrozumieć powagę chwili i zgodzić się, że jeśli nie skłonimy naszych kolan przed Panem Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, wynagradzając i jednocząc się w modlitwie, ów Kielich przepełni się, a wówczas zginie większa część ludzkości.
Następnie zobaczyłam Najświętszą Dziewicę siedzącą na ziemi, ciało Jezusa leżące na płótnie i głowę Jego na kolanach Matki. Maryja głaskała Go i całowała, zalewając się łzami.
Ja także jestem matką i za każdym razem, gdy moje dzieci przeżywają jakieś próby lub są z dala ode mnie, czuję ból, duchowy i fizyczny. Kiedy próbuję to wytłumaczyć, mówię, że bolą mnie piersi, którymi karmiłam dziecko w danej chwili cierpiące lub mające jakieś problemy.
Kontemplowanie tej sceny i rozmyślanie o Sercu naszej Matki budzi we mnie tak wielki szacunek, że nie można postąpić inaczej, niż upaść przed Nią czołem. Oto Niewiasta, podtrzymująca głowę swojego martwego Syna, akceptująca ból, który przeszył Jej Serce.
Gdy umiera ukochana osoba, wiemy, że ból pozostanie z nami. Ten, kto odchodzi, nie zabiera ze sobą cierpienia.
W tym przypadku, od pierwszego „Tak" wypowiedzianego przez Najświętszą Dziewicę aż do tej chwili, życie Obydwojga było tak ściśle zjednoczone, że jedno mogło cierpieć lub radować się przeżyciami drugiego.
Skoro Kościół głosi, że każde ludzkie cierpienie może mieć wymiar zbawczy, że służy ono zbawieniu dusz, jeśli zostanie ofiarowane Bogu z miłością, dlaczego niektórzy oburzają się, słysząc, że Maryja była Współodkupicielką u stóp Chrystusowego Krzyża?
Czyż więź, która łączy Niewiastę z Księgi Rodzaju, której potomstwo zmiażdży głowę węża, z Niewiastą z Apokalipsy obleczoną w Słońce, nie jest właśnie więzią ‚„współodkupienia" (uczestniczyła Ona aktywnie, również jako żertwa w tej ofierze), które dokonało się u stóp Krzyża?

Proszę o przebaczenie, jeśli uraziłam kogoś tym, co napisane powyżej, niech jednak oceni to nasza Matka-Kościół; moje wykształcenie nie pozwala mi wypowiadać się na temat jej osądu, jednakże miłość zawsze rozpoznaje MIŁOŚĆ, a wybitna mądrość nie jest do tego niezbędna.
Ujrzałam znowu scenę na Golgocie i jeszcze raz usłyszałam majestatyczny głos: „ Umieszczę swe prawo na ich sercu, będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem"...
Wtedy przed mymi oczyma pojawił się ten sam wielki kościół. Wchodzili do niego nie tylko przyszli kapłani i konsekrowane niewiasty, lecz także nieskończony tłum kobiet i mężczyzn starych, młodych i dzieci...
Coś kazało mi spojrzeć w głąb kopuły tej świątyni. Znajdo- wala się tam Maryja Panna, dostojna, rozpościerająca jasnobłękitny płaszcz nad całą tą sceną. Na jej ustach widać było uśmiech szczęścia, jak u matki, z wielką miłością tulącej w ramionach swoje dziecko.
Wewnątrz stał Pan Jezus, ubrany jak na obrazie przedstawiającym Chrystusa Króla i celebrował Mszę Świętą. U Jego boku koncelebrowało ją kilku młodych ludzi, którzy przedtem zostali namaszczeni. Poczułam w sercu niewypowiedzianą radość.
Pan Jezus rzekł do mnie: „Powiedz wszystkim Moim dzieciom, że nie wystarczy znać na pamięć piętnaście stacji Drogi Krzyżowej, trzeba także ją przeżywać i ponawiać, aby każda Msza Święta była prawdziwą pamiątką Mojej Męki.
Powiedz im, że wisząc na Krzyżu, pochylałem się nad każdym z nich, a moc Mojej Miłości pozwoliła im być „Alteri Christi" (drugimi Chrystusami).”

Wtedy zobaczyłam pomieszczenie z niedużym oknem, jasne ściany i Jezusa, promieniejącego światłem, całego ubranego na biało, tchnącego na Apostołów ze słowami: „ Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone w Niebie..."
Niżej podaję ostatnie słowa Pana, które przekazał mi dla was, gdy kończyłam pisać to świadectwo, o świcie, w dniu święta Chrztu Pańskiego.
„Drogi bracie, dla ciebie przeznaczone jest to świadectwo, abyś zdołał odnowić się duchowo w czasie Wielkiego Postu, w pogłębionej medytacji nad jednością, w której Ja pragnę być z tobą, a poprzez ciebie - z Moim ludem.
Nie pozwól, by racjonalizm świata zamienił twe białe szaty na znak sierpa i młota. Twoją biblioteką ma byś kontemplowanie Mnie na Krzyżu. Twoją i każdego chrześcijanina bronią powinna być modlitwa, towarzystwo Mojej Matki, a bramą Zbawienia - Eucharystia.
Staraj się zawsze, aby twoja Msza była taka, jak ta w Wielki Czwartek - poruszająca serca ludzi świeckich. Pamiętaj, że Mój lud pragnie, aby jego kapłani byli święci ”


Catalina Rivas 2004
Inka
♥
Slawek
SŁOWO NA ZAKOŃCZENIE
Czcigodni kapłani, drodzy Ojcowie: w tym miejscu kończy się ta niewielka książka, świadectwo łask, otrzymanych nie dla czyichkolwiek zasług, ale dzięki najwyższej Miłości Boga do ludzi, a wśród nich do was, dusze konsekrowane.
Z pomocą Bożą, stronice te zostaną oddane do publikacji w dniu Matki Bożej Gromnicznej, mojej Patronki.
Przypominają mi się różne fragmenty i słowa …Więcej
SŁOWO NA ZAKOŃCZENIE
Czcigodni kapłani, drodzy Ojcowie: w tym miejscu kończy się ta niewielka książka, świadectwo łask, otrzymanych nie dla czyichkolwiek zasług, ale dzięki najwyższej Miłości Boga do ludzi, a wśród nich do was, dusze konsekrowane.
Z pomocą Bożą, stronice te zostaną oddane do publikacji w dniu Matki Bożej Gromnicznej, mojej Patronki.
Przypominają mi się różne fragmenty i słowa Pana Jezusa, którymi chciałabym się z Wami podzielić.
Pan Jezus powołał dwunastu Apostołów, dał im władzę nad wszystkimi złymi duchami oraz moc uzdrawiania z chorób. Posłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. I powiedział im, aby nic z sobą nie brali na drogę, „ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie", „ani dwóch sukien".
„Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą, do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na swoje żniwo."
„Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!"
„Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał."
„Nawet przed namiestnikami i królami stawać będziecie z mego powodu, na świadectwo dla nich. ( ... ) Nie martwcie się przedtem, co macie mówić, (...) Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty."
„Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu Mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony."
„Więc się ich nie bójcie! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione ( ... ). Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, z co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej tego, który dusze i ciało może zatracić w piekle.
Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebie."
„Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radości mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają." Wtedy rzekł do nich: „Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Lecz nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie."
Z głębi serca dziękuję za wszystkie rozgrzeszenia udzielone ludziom w imieniu naszego Kościoła, za ofiarowanie przez was życia Temu, który jest DROGĄ, PRAWDĄ I ŻYCIEM, za podawanie nam Pana Jezusa, Chleba Życia, aby umocnił nas na tym ziemskim wygnaniu. Niechaj będzie On źródłem jedności i miłości między nami wszystkimi, którzy stanowimy Kościół, na większą chwałę Bożą i na zbawienie dusz ludzkich.
Z najgłębszym szacunkiem,
w Miłosiernej Miłości Chrystusa
Catalina
2 lutego 2004, w dniu Święta Ofiarowania Pańskiego i Matki Bożej Gromnicznej.