V.R.S.
476

Rewolucja sto lat później

uzupełnienie tekstu o rewolucji w katedrze Notre Dame

„Załóżmy przez moment że Katolicyzm umarł przed wiekami, że tradycje jego kultu zostały utracone. Pozostają jedynie niewymowne i opuszczone katedry – stały się niezrozumiałe lecz nadal zachwycają”
– tak Marcel Proust, nie katolik bynajmniej, rozpoczął swój esej w Le Figaro z 16 sierpnia 1904 r., w związku z kolejnym starciem masońskiej rewolucji z Kościołem we Francji.

Dziś, prawie 120 lat później sytuacja jest znacznie gorsza. Wówczas Kościół miał św. Piusa X w Rzymie, takie postaci jak o. Ludwik Billot, późniejszy kardynał we Francji czy Bp Józef Pelczar w Polsce. Spełniło się – przynajmniej pozornie – założenie wyjściowe Prousta. Kościół wydaje się jakby martwy a tradycje jego kultu są niszczone od środka. W katedrach urządza się spotkania z fałszywymi religiami – lub jak to się planuje w paryskiej Notre Dame – multimedialne świątynie braterstwa i humanizmu. Jednocześnie ludzie ze „środka Kościoła” posługują się argumentami jakimi jeszcze sto lat wcześniej posługiwali się masoni czy tacy jak Proust agnostycy. Liturgia – tradycyjna liturgia Świętego Kościoła Rzymskiego to zatem kwestia „estetyki”, którą można rzekomo rozwiązać ładniej i estetyczniej odprawiając nowy ryt Bugniniego-Montiniego, który w założeniu faktycznym miał skazać starożytny ryt rzymski na przysłowiowy „śmietnik historii”. Zresztą i Proust jest tu bardziej papieski niż „papież kontemplacyjny” i „papież aktywny ekumenicznie” i wychodzi w swoich wywodach o hipotetycznych jeszcze wówczas czasach bez Katolicyzmu poza kwestię estetyki:

„O ileż piękniejsze musiały być święta kiedy księża celebrowali liturgię nie po to by przekazać jakieś poczucie tych ceremonii wykształconemu audytorium lecz dlatego że dzielili tę samą wiarę w ich skuteczność co artyści, którzy wyrzeźbili Sąd Ostateczny na tympanonie zachodniego portyku lub namalowali na witrażach absydy żywoty świętych. O ileż bardziej głębokie i prawdziwie pełne wyrazu musiało być całe to dzieło gdy lud odpowiadał na głos kapłana i padał na kolana na dzwonek obwieszczający Podniesienie, nie jako chłodny, stylizowany dodatek w rekonstrukcji historycznej, lecz dlatego że oni także, jak kapłan i jak rzeźbiarz wierzyli’.

Oczywiście, jak dalej pisze, w jego czasach Wiara Katolicka „dalej istnieje i nie uległa zmianie, pozostaje taka jaka była w wielkim stuleciu kiedy budowano katedry. Aby sobie wyobrazić jak wyglądała żyjąca i cudownie funkcjonująca katedra XIII wieczna nie musimy z nią robić tego co robimy z teatrem [rzymskim] w Orange i zamieniać jej w miejsce dokładnych lecz martwych rekonstrukcji i retrospekcji. Wystarczy że do niej wejdziemy o dowolnej godzinie dnia kiedy sprawowane jest nabożeństwo liturgiczne. Sposób ruchów, psalmodia i śpiew nie są powierzane artystom bez „przekonania”. To sami szafarze liturgii ją sprawują, nie z podejściem estetycznym, lecz z wiarą – i dlatego tym bardziej estetycznie. (…) Można powiedzieć że dzięki trwaniu tych samych rytów w Kościele Katolickim oraz Wiary Katolickiej w francuskich sercach katedry pozostają nie tylko najpiękniejszymi pomnikami naszej sztuki, lecz również jedynymi, które nadal w pełni żyją swoim życiem i pozostały wierne celowi, dla którego zostały zbudowane”.

Zaiste, szczęśliwy był pan Proust, mimo czasów modernizmu i rewolucyjnego zamachu na Kościół, szczęśliwy że mógł pisać owe słowa nim fałszywa „wiosna” ogłoszona 60 lat później zerwała z tymi wszystkimi „żywymi” starociami, wymiotła je i wprowadziła nowe, oderwane od korzeni obrządki. Pod tym względem była skuteczniejsza w swej perwersji niż najgorszy projekt otwartego masona pana Aristida Brianda, nad którym biadał Proust w cytowanym eseju.

Jednocześnie trafnie identyfikował najgorsze zagrożenie dla katedr, upatrując je nie w splądrowaniu kościołów i rozbijaniu figur przez hugenockich czy „oświeceniowych” ikonoklastów: „dziś nawet każdy socjalista obdarzony gustem biada nad zniszczeniami jakie Rewolucja wniosła do naszych katedr: tak wiele rozbitych figur i witraży! Jednak: lepsze jest spustoszenie kościoła niż jego zamknięcie. Mimo uszkodzeń kościół, tak długo jak odprawiana jest w nim Msza, zachowuje przynajmniej jakieś życie. Jak tylko kościół jest zamykany umiera i choć może być chroniony jako zabytek przed gorszącym wykorzystaniem pozostaje jedynie muzeum. Można odnieść do kościołów to co Jezus powiedział swoim uczniom: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). (…) Kiedy Ofiara Ciała i Krwi Chrystusa, Ofiara Mszy, nie będzie już sprawowana w naszych kościołach, nie będą już miały życia w sobie. Katolicka liturgia, architektura i rzeźba naszych katedr tworzą całość albowiem wyrastają z tej samej symboliki. (…) Jeśli figura Chrystusa przy zachodnim wejściu do katedry w Amiens spoczywa na postumencie z róż, lilii i winorośli to dlatego że Chrystus powiedział: ”Jestem różą Saronu”, „Jestem lilią dolin”, „Jestem krzewem winnym”. Jeśli żmija i bazyliszek, lew i smok zostały wyrzeźbione poniżej stóp Jego to z powodu wersetu Psalmu 90: Super aspidem et basiliscum ambulabis et conculcabis leonem et draconem (…)”

Opisuje dalej Proust i bogatą symbolikę liturgii, w tym Mszy Św. pontyfikalnej:

Głęboki, smutny śpiew Introitu otwiera ceremonię – głosi wyczekiwanie patriarchów i proroków. Duchowieństwo znajduje się w chórze – chórze świętych starego Prawa wyczekujących przyjścia Mesjasza i nie widzących go. Wówczas wchodzi Biskup i pojawia się jako żywy obraz Jezusa Chrystusa. Jego wejście symbolizuje Przyjście Pana oczekiwanego przez narody. Podczas większych świąt pali się przed nim siedem świec aby przypomnieć, jak powiada prorok, siedem darów Ducha Świętego spoczywających na głowie Syna Bożego. Postępuje w procesji pod triumfalnym baldachimem. Czterej niosący go mogą być przyrównani do czterech Ewangelistów (…) Sam strój jaki kapłan nosi przy ołtarzu oraz przedmioty używane do sprawowania kultu wiążą się z tak wielu symbolami (…) Ornat noszony na wierzchu innych szat oznacza miłość, która jest ponad wszystkimi przykazaniami Prawa i sama jest najwyższym prawem. Stuła, którą kapłan zakłada na szyję to lekkie jarzmo Pana a ponieważ napisano że każdy chrześcijanin musi z radością je przyjmować, kapłan całuje jarzmo kiedy je zakłada i zdejmuje. Podwójna mitra biskupa symbolizuje wierzę jaką musi on posiadać jeśli chodzi o oba Testamenty, dwie wstążki do niej przywiązane przypominają o interpretacji Pisma Świętego dosłownej i duchowej.”

Kościół żyje zatem, jak pisze Proust, dopóty dopóki sprawowana jest w nim Najświętsza Ofiara. „Desakralizacja bazyliki oznacza zabranie jej pozostałej duszy. Jak tylko mała lampka, która świeci w głębi sanktuarium zostanie zgaszona (…) bazylika stanie się jedynie archeologicznym kuriozum. Można będzie w niej tylko oddychać grobowym zapachem muzeów.”

Z doświadczenia znamy jeszcze inny zapach – syntetyczny erzac braterstwa i dobrego samopoczucia, zapach „ducha soboru”, „ducha Asyżu” i zarazem „ducha czasu”, którym napełniono kościoły. I choć lampka jeszcze świeci, to przy zamienionym często na półkę na kwiaty, zapomnianym ołtarzu, podczas gdy uwaga zgromadzenia jest skupiona gdzie indziej – na wspólnotowym stole, gdzie odwrócony plecami do starego ołtarza i Tabernakulum przewodniczący zgromadzenia celebruje nowy, nader wymowny czyli przegadany, ale zarazem poddany radykalnym cięciom tradycyjnej warstwy tekstowej i symbolicznej, rytuał.