ECÔNE – koniec, kropka

(Rozprawa z 1982 r.)

 

KS. NOËL BARBARA

 

 

DZIEŁO

 

Wykazaliśmy, że abp Lefebvre był człowiekiem, któremu brakło doktryny, za wszelką cenę zdecydowanym działać według swojego planu. Jak wielu innych mógł paść ofiarą błędu, jeśli nie umyślnego to przynajmniej takiego, w którym jego przyzwolenie było w niewielkim stopniu zaangażowane. Jednak całe jego zachowanie wskazuje na coś przeciwnego. Jego działalność była wynikiem mocno ugruntowanej woli, całkowicie obojętnej na różne usilne prośby chyba, że chodziło o ich odrzucenie. Opatrzność wielokrotnie wzywała go do przedstawienia motywacji działań, wyciągnięcia z nich wszystkich konsekwencji i wypełnienia biskupiego obowiązku. Głuchy na te sygnały, abp Lefebvre przyjmował zachodzące wydarzenia jako kłopotliwe przeszkody, które, w jego rozumieniu, należało wszelkimi sposobami usunąć lub pominąć milczeniem.

 

Tak więc zrozumieliśmy, że "lefebryzm" to po pierwsze i nade wszystko praktyka (praxis) polegająca na tym, by w imię Tradycji – rozumianej tutaj w niewłaściwym sensie, w oddzieleniu od żywego Magisterium – działać we wszystkim na przekór władzom uznawanym za Kościół. Z upływem lat, niezmienne usprawiedliwianie tej praktyki zrodziło system, który ewidentnie nie miał na celu oddania rzeczywistości, lecz raczej forsowanie koncepcji rzeczywistości, która pozwoliłaby na to, by Dzieło (przez wielkie D) pozostało nienaruszone. Tego rodzaju system, który wszystko osądza i wszystko usprawiedliwia jest ideologią.

 

Ideologię cechuje to, że więzi zarówno jej autorów jak i ich ofiary. Im więcej czasu upływa, tym trudniejszy staje się powrót do prawdy, choćby tylko z powodu przewrotów, które siłą rzeczy towarzyszą takiej sytuacji. W dodatku, przy zniekształconym spojrzeniu na rzeczywistość, zatraca się pociąg do prawdy i w rezultacie do etycznego postępowania. Ideologia sama w sobie zawiera karę: zaślepienie rozumu i zatwardziałość serca. Niestety "lefebryzm" nie stanowi żadnego wyjątku od reguły. Konsekwencje zaś są brzemienne dla abp. Lefebvre. Następstwa są również ciężkie dla osób zostających pod jego opieką oraz dla dzieła, którym kierował: gdyż Bractwo Św. Piusa X jest stworzone w pełni na obraz i podobieństwo swojego założyciela.

 

NIESOLIDNE SEMINARIUM

 

Ecône utrzymuje, iż kształci "prawdziwych i świętych kapłanów". Lecz rzeczywistość jest mniej optymistyczna. Kapłanów Bractwa Św. Piusa X wyróżnia raczej żałosny poziom. Wszyscy mieliśmy okazję znosić nudne kazania, naszpikowane banałami, nieścisłościami językowymi ledwo skrywającymi niewiedzę, nio sytuacji pozostało działań_____________________________________________________________________________________________jeśli zgoła nie otwartą herezję. Jeden ksiądz twierdzi, że nowa msza jest ważna, że jest to sakrament, ale nie ma żadnej ofiary, podczas gdy inny z jego kolegów oświadcza, że na ołtarzu nie ma prawdziwego ciała Pana naszego (1). Takie przykłady można mnożyć. Jeżeli z kolei przysłuchamy się tym, którzy są uważani za bardziej uczonych, doznamy tego samego zamętu. Ks. Aulagnier, redaktor czasopisma Fideliter, celuje w swobodnej i liberalnej egzegezie biednego ojca Schwalma, który jest już u kresu wytrzymałości (2). Zezwala, aby w jego piśmie ukazywały się zaskakujące ciekawostki, typu: to dzięki grzechom żydów czasów Mojżesza zasłużyliśmy na Odkupiciela (3). Co do Institut Universitaire Saint-Pie X (Instytutu Uniwersyteckiego Świętego Piusa X), to jest on kierowany przez ks. Lorans, lecz jak przyznają sami zainteresowani, jedynie datki z zewnętrznych źródeł mogły oddalić jego upadek. Wszystkie te słabostki byłyby znośne, a nawet zabawne, gdyby nie kontrastowały z ogromnym samozadowoleniem (4). Ks. Simoulin, kapłan abp. Lefebvre'a, rad nierad, świadczy o tym, co wierni muszą znosić ze strony jego kolegów i jego samego, chociaż z reguły nie są zbytnio wymagający jeśli chodzi o jakość kapłanów: "Niech mi będzie wolno wyrazić gorycz wielu młodych kapłanów wychodzących z Ecône. Pobożni i wykształceni świeccy od dawna próbują ich «dotrzeć» jako, że są oni młodzi i niedoświadczeni, nie zważając na to, że być może są wrażliwi. Jedni poddają w wątpliwość doktrynalną czystość nauczania w Ecône, podczas gdy inni kwestionują inteligencję lub kompetencję kapłanów, którzy stamtąd wychodzą" (5). To zeznanie jest może i naiwne, lecz świadczy o stanie faktycznym.

 

Istnienie takiego stanu rzeczy wśród tych, po których oczekuje się podboju świata dla prawdziwej religii może wydawać się zaskakujące. Będzie to mniej zadziwiające, jeśli rozważymy zasady, na których opiera się formacja przekazywana w Ecône. Zasady te nie wywodzą się bezpośrednio z doktryny, lecz raczej z pragmatyzmu abp. Lefebvre: prymatu ilości nad jakością, pragnienia takiego samego jak w przeszłości kształcenia kapłanów, chęci uciszania wszystkich pytań, które mogłyby wywołać trudności.

 

Już ukazaliśmy złudzenia abp. Lefebvre co do decydującego wpływu jego dzieła na przekór soborowym dążeniom zniszczenia Kościoła. W jego przekonaniu, konieczne jest by przede wszystkim zapewniać sakramenty i w tym względzie wszędzie być obecnym. W jego opinii pszenica musi niechybnie wziąć górę nad kąkolem, przy czym nie trzeba przykładać zbyt wielkiej uwagi do jakości pszenicy. Nie może zatem dziwić, że po pierwsze kładą nacisk na ilość: kapłani Ecône mają być jednookimi w królestwie ślepych.

 

Przejawia się to wyraźnie w rekrutacji seminarzystów. Warunki wstępu są niezbyt wymagające: matura, rekomendacja kapłana tradycjonalisty, wizyta u rektora seminarium, w istocie, czysta formalność. Nie ma praktycznie żadnego sprawdzenia osobistej wartości, znajomości doktryny czy prawdziwości powołania kandydata (6). To samo przejawia się w szybkości awansów. Abp Lefebvre ma zwyczaj przyśpieszania (7) święceń, kiedy wymaga tego zajęcie terytorium przez Bractwo Św. Piusa X. Z drugiej strony, świeżo wyświęceni kapłani nie mający żadnego doświadczenia życia w stanie kapłańskim, ani nawet praktycznego życia poza komfortową strefą ochronną Ecône, zostają, bez żadnego okresu przejściowego "panami w Izraelu", jedni uzyskują tytuły przeora, dyrektora szkoły, zwierzchnika uniwersytetu, inni profesora filozofii (8). Niewątpliwie brak selekcji i szybkość promowania ostatecznie mogłyby być usprawiedliwione jeśliby się okazało, że ich formacja odpowiada potrzebom czasu, ale tak nie jest: bardzo często jest wręcz odwrotnie.

 

Abp Lefebvre pragnie mieć takich kapłanów, jak to niegdyś było, to znaczy – nie ma to być oskarżeniem wobec kapłanów minionych czasów – kapłanów, którzy byliby pobożni, lecz nie wyuczeni i to w czasach, gdy okoliczności wymagają, by byli oni równie pobożni lecz nade wszystko starannie wykształceni. Powielając wady seminariów obecnego stulecia, wypuszcza on kapłanów tak samo źle przygotowanych jak wszyscy pozostali, którzy dali się porwać zawierusze Vaticanum II (9).

 

Stan faktyczny jeszcze bardziej pogarsza się wskutek chęci utrzymania seminarzystów i księży w nieznajomości punktów doktryny, które powinny stanowić ich rację bytu. W Ecône lekceważy się autorytet "papieża" nie podając powodów, kwestionuje się ważność nowych sakramentów, nie mówiąc dlaczego. Co więcej, odmawia się udzielenia wyjaśnienia tym, którzy o to proszą, a już sam fakt stawiania pytań jest uważany za niestosowność lub za przejaw złej woli (10). Seminarzyści abp. Lefebvre są zatem formowani w rzekomo uniwersalny sposób, jak gdyby musieli żyć poza czasem, i to pod pretekstem czynienia tego, co Kościół zawsze czynił. W rzeczywistości, odmawia się im środków pomocnych do zmierzenia się z aktualną sytuacją w Kościele. Dla zachowania pozorów przekazuje się im tylko tyle wiedzy, ile jest konieczne.

 

Tak więc, już z założenia, wiedza przekazywana w Ecône jest przeciętna. Ta mierność jest utrzymywana kwalifikacjami profesorskiego personelu. Kryterium decydującym o tym czy ten lub inny człowiek powinien uczyć nie jest, w pierwszym rzędzie, rzeczywista katolicka wiedza, lecz zgodność z poglądami "Monseigneura": kolejna anomalia w całej tej sprawie. Na przestrzeni lat, profesorowie, którzy tam pozostają, albo przystosowali się do "lefebrystycznego" modelu albo też są jego produktami. W gruncie rzeczy najlepsi z nich zadowalają się przekazywaniem czysto teoretycznej wiedzy, a ich nauczanie jest zestawem zagadnień z wykładów w przeciętnym seminarium z okresu międzywojennego.

 

Do tego dochodzi brak właściwego sprawdzania zdobytej wiedzy. Poza wyjątkami głębokiego nieuctwa, każdy seminarzysta zdaje egzaminy. I do tego znów dochodzi brak ukierunkowania studiów. W Ecône kształci się jak się może, albo jak się chce. W rzeczywistości ci, którzy sami się douczają, robią to wbrew duchowi seminarium, wbrew swoim profesorom i zwierzchnikom (11). Na to wszystko nakłada się duchowość seminarium. Na tym polu – przy braku wspólnego ukierunkowania – dominuje różnorodność z trzema odrębnymi szkołami myślenia. Najbardziej wymagający, stojący za ks. Barrielle i jego delfinem księdzem Williamsonem, odwołują się do wzoru ignacjańskiego. Inni, za ks. Cottard, zainspirowani są duchowością, o której trudno powiedzieć czy jest dominikańską czy karmelitańską, ale która na pewno jest otwarcie liberalna. I w końcu, najliczniejsi, podążając za ks. Tissier de Mallerais przyjmują "duchowość Monseigneura". Według samych zainteresowanych, zapożyczona jest ona z duchowości św. Franciszka Salezego, a polega rzekomo na dążeniu do osiągnięcia pokory i łagodności. Być może ktoś mógłby tak pomyśleć patrząc na ich zewnętrzną postawę. Jednak jeżeli się trochę bardziej zagłębić, okazuje się, że nie jest tak kolorowo. Wystarczy tylko jednemu z heroldów tej szkoły zadać jedno niewygodne pytanie, by natychmiast zostać zganionym za brak pokory i zgorzkniałą gorliwość. Według nich, prawdziwa pokora polega na nie sprzeciwianiu się arcybiskupowi. Jeżeli dodamy do tego sporą dawkę klerykalizmu i apologię drogi pośredniej pomiędzy liberalizmem a katolicyzmem, to uzyskamy lepsze pojęcie o "duchowości Monseigneura". Reszta to nic więcej jak tylko pozy: rozdawanie świętych obrazków, słodkawy ton głosu, nabożna postawa, wpółprzymknięte oczy, pochylona głowa i złożone rączki.

 

To, co właśnie przedstawiliśmy, w dużej mierze wyjaśnia tezę wysuniętą we wstępie do tego rozdziału. Błędy i infantylność biuletynu Fideliter, doktrynalne ubóstwo kapłanów z Ecône i wszystkie tego przejawy to ewidentne owoce seminarium. W tych okolicznościach zaskakujące jest to, że Bractwo Św. Piusa X idzie dalej swoją drogą, pozornie bez większych problemów. W rzeczywistości, duchową i doktrynalną jałowość Ecône w dużej mierze dopełnia "lefebryzm", to znaczy kult – szczery lub nie – poświęcony działalności i osobie biskupa. Ludzie Ecône myślą jak "Monseigneur" i przyjmują jego system. Są dostrojeni do "Monseigneura" i idą śladami wszystkich jego metamorfoz, bez względu na to jak bardzo dziwaczne by one nie były. Naśladują człowieka, którego uważają – albo udają, że uważają – za świętego. Skutek końcowy jest taki, że nie ma żadnej realnej sprzeczności między wyrażonym przez abp. Lefebvre pragnieniem kształtowania kapłanów, a konkretnymi wynikami jego pracy. Sprzeczność jest tylko pozorna. Dla prałata z Ecône, sprawą najdonioślejszą jest wyświęcanie kapłanów, mnóstwa kapłanów, którzy byliby mu wierni. Nade wszystko najważniejsze jest posiadanie służalczych wykonawców; i to do tego stopnia, że Bractwo Św. Piusa X kształci raczej bojowników aniżeli katolickich kapłanów.

 

MENTALNOŚĆ PARTYJNA

 

Dla Bractwa Św. Piusa X, które odrzuciwszy – w osobie swojego zwierzchnika – solidne oparcie na doktrynie katolickiej i odwróciwszy się ostatecznie od niej w celu przyjęcia systemu, stało się konieczne dla zapewnienia spójności uchwycenie się pewnych wolności mało związanych z normalnym sprawowaniem władzy. Jak to ma zawsze miejsce w ideologicznych grupach, konieczne było znalezienie innej jednoczącej zasady. W ten sam sposób, w jaki "duch Marca" – tj. Marca Sangniera – inspirował ruch Sillonu, potępiony przez św. Piusa X na początku tego wieku, podobnie "duch Monseigneura" ożywia całe Bractwo.

 

Charyzmatyczne przywództwo

 

Dla abp. Lefebvre sytuacja była pod pewnymi względami wolna od napięć. Był on jedynym biskupem w swojej organizacji i jedynym, który posiada władzę udzielania święceń. Z tego powodu nie musiał się obawiać, iż stanie się ofiarą wewnętrznych kłótni. Jego władza – jeżeli nadal możemy tak to nazywać – była wykonywana gładko, oscylując między sekciarską bezkompromisowością i najgłębszym liberalizmem zależnie od tego czy "lefebrystyczna" ideologia wchodziła czy też nie wchodziła w rachubę (12). Dla jego podwładnych, sztuka ta była ryzykowna. Dla nich była to kwestia trzymania się wytyczonej linii, która – przy braku prawdziwej doktryny – sprawiała czasem niespodzianki. Być, albo nie być w łaskach u "leadera" – to decydowało o przetrwaniu w Bractwie Św. Piusa X.

 

Od chwili założenia Bractwo w pewnej mierze wybrało bytowanie pomiędzy dwiema kategoriami: wierności "tradycji" i "wierności" soborowym papieżom. Stronnicy ruchu skutecznego przyłączenia się do nowego kościoła z jednej strony oraz ci optujący za zerwaniem z nim z drugiej, przez pewien czas łudzili się, że są jedynymi istniejącymi grupami. Bardzo się mylili; gdyż przeżycie w Ecône zależy od przynależności, bez względu na opinię, do trzeciej grupy – wiernopoddańczego uwielbienia dla postawy arcybiskupa (13).

 

W takich warunkach nieuniknione było powstawanie kolejnych kryzysów, z których każdy pociągał za sobą kolektywną czystkę: w 1972 roku, ks. Masson, pierwszy przełożony seminarium wraz z trzema profesorami i dwudziestoma seminarzystami – chcieli oni wziąć udział w nowym ordo missae; w 1974 roku popierający podporządkowanie się soborowym przywódcom; w 1977 roku, twardy rdzeń liberałów po próbie puczu; w tym samym roku, pierwsze nagany dla tych, którzy byli zaniepokojeni orientacją abp. Lefebvre; od 1978 do 1980, wszyscy, którzy odmówili uznania Jana Pawła II i odważyli się to powiedzieć zostali jeden po drugim wyeliminowani; w 1981 roku, profesor ks. Cantoni i kilku seminarzystów dołączyło do soborowego kościoła. Zjawisko dotknęło również pojedynczych kapłanów: i tak w 1980 roku, ks. Samson opuścił Bractwo Św. Piusa X, ponieważ nie rozumiał jak pogodzić praktykę Ecône z katolicką doktryną podporządkowania się Magisterium (14).

 

Co byśmy nie sądzili o motywach tego czy innego przełomu – przyczynach czasami sobie przeciwstawnych – faktem jest, że te kolejne przesilenia miały skutek prewencyjny w stosunku do wszelkiej zbaczającej tendencji i uczyniły obecną atmosferę w Bractwie Św. Piusa X męczącą i duszącą dla każdego, kto nie miał opinii ugodowego "lefebrysty". Skądinąd owe czystki stanowiły akty niesprawiedliwości niegodnej wspólnoty, a tym bardziej wspólnoty zakonnej, katolickiej i wyraźnie ujawniały wzgardę abp. Lefebvre wobec ludzi, dobra dusz i dobra Kościoła. Wszyscy, którzy je przetrwali – aktywnie lub jako obserwatorzy – wiedzą, że zamiast przejawu normalnego sprawowania władzy były one przypadkami samowolnego działania, naruszania prawa, szantażu przy święceniach, grupowego nacisku. Coś takiego jak wykluczenie ze wspólnoty zakonnej jest sprawą poważną, tymczasem abp. Lefebvre nigdy nie podawał jasnych powodów usunięć, o których zadecydował, nigdy też nie dawał obwinionemu sposobności do obrony. Te czystki, uderzające raz z jednej raz z drugiej strony, ukazują również wyraźnie w jakim zamęcie pozostawiano zasadnicze kwestie. Widzimy też wewnętrzny dramat niektórych kapłanów, takich jak ks. Samsona i ks. Cantoniego, którzy zdawszy sobie sprawę z tego, że Ecône pociągnęło ich na złą drogę, uznali za właściwe dołączenie do nowego kościoła, gdyż nie nauczono ich zdrowej doktryny (15).

 

Wydaje się, iż obecnie Ecône wkroczyło w stabilną fazę. Obce ciała zostały usunięte, a sumienia stłamszone. Dla abp. Lefebvre najistotniejszą rzeczą jest to, by Dzieło kwitło. Dla seminarzystów zasadniczą rzeczą jest to, by biskup zechciał ich wyświęcić. Jednakże, ponieważ fundamentalne kwestie pozostają nierozstrzygnięte, każde poważne wydarzenie teoretycznie może sprowokować nowy kryzys. Istnieje pewien rodzaj milczącej umowy, w której każda ze stron czerpie korzyści: od jednej strony za wszelką cenę oczekuje się święceń kapłańskich, a od drugiej wymaga się uciszenia sumień, – zwłaszcza, gdy mają jeszcze trochę zdrowego rozsądku – żąda się, aby każdy służalczo przestrzegał wytyczonego kierunku. Do konfrontacji nie dojdzie, o ile żadna ze stron nie złamie warunków umowy (16).

 

Kult jednostki

 

Zadanie polegające na przyswojeniu sobie "ducha Monseigneura" bezsprzecznie powoduje utratę chęci do zdrowego rozumowania. Jego skutkiem końcowym jest większy wzgląd na osobę biskupa niż na przylgnięcie do jakiegokolwiek ideału. Zawsze istniały osoby gotowe podążać za kultem jednostki, ale w Ecône stało się to integralnym elementem, częścią składową systemu. Gdyż Ecône to przede wszystkim jeden człowiek: abp Lefebvre. Wszystko jest na nim zogniskowane i wszystko się na nim opiera. Członkowie Bractwa Św. Piusa X są przede wszystkim jego uczniami; doktrynalne problemy i dobro Kościoła stoją dopiero w następnej kolejności. Co więcej, tym co "lefebryści" najbardziej ganią u osób krytykujących sposób postępowania biskupa są nie tyle wysuwane argumenty – niektórzy są nawet gotowi je przyjąć – co fakt rzucania oszczerstw na osobę abp. Lefebvre. Nawet ci, którzy musieli znosić jego szykany za niestosowanie się do jego praktyki (praxis) rzadko ośmielali się zaatakować go otwarcie, niewątpliwie są to nieświadome ofiary kultu jednostki.

 

Kult realizowany jest zarówno kolektywnie, jak i indywidualnie. "Lefebryści" prześcigają się w zasypywaniu pochwałami swojego "świętego". Mamy tu na myśli książkę ks. Marziac, komiczną w swym służalczym schlebianiu (17). Myślimy też o jubileuszu 1979 roku, kosztownym przedsięwzięciu całkowicie poświęconym sławieniu tego, który jest Biskupem, przez duże B (18). Od 1976 roku, "lefebryści" nie przegapiliby, za nic w świecie, okazji by "swojemu" przechodzącemu biskupowi odśpiewać "Tu es Petrus". Niewątpliwie w umysłach wielu z nich w mniejszym stopniu było to przejawem wyśpiewania wierności soborowemu papieżowi, co wyrazem ich niezawodnego przywiązania do biskupa "tradycjonalistów", a być może nawet bezsensownej nadziei.

                                                                       

Gdy kult oddawany osobie abp. Lefebvre, wyraża się w formie indywidualnej, wówczas przybiera rozmiary wątpliwe, jednakże bardziej zabawne. I tak, kapłani Bractwa Św. Piusa X świadomi od czasu do czasu absurdalnej natury niektórych wypowiedzi zwierzchnika, nie wahają się przywoływać na usprawiedliwienie jego niezrównane cnoty (19). Czasami sprawy przybierają otwarcie komiczny obrót. Przypomina nam się wiersz – łaskawie zaopatrzony w adnotacje dla oświecenia przypuszczalnie nieświadomych czytelników – który ks. Jean Paul André zadedykował abp. Lefebvre z okazji 10 rocznicy założenia Bractwa Św. Piusa X (20).

 

Dla uniknięcia wszelkich nieporozumień: kult oddawany prałatowi Ecône rzadko miewa szczery charakter, bardzo zaś często jest interesowny; tyleż samo odnosi się to do praktykujących go, co i do samego przedmiotu kultu. Ten kult służy abp. Lefebvre, a on wcale nie jest temu przeciwny. W szczególności, wybawia go od konieczności usprawiedliwiania swoich czynów przed osobami pozyskanymi już dla jego sprawy, które nawet nie muszą o nich słuchać. Święcenia, bierzmowania, wsparcie finansowe, utrzymanie klienteli są dla nich wystarczająco warte zachodu, by zadać sobie trud schlebiając mu (21). Nawet gdyby nie miało to przynieść żadnych korzyści, poświęcając czas na jego wychwalanie uwalniają się od konieczności myślenia.

 

Nietolerancja i wolnomyślność

 

Dużo rozwodziliśmy się nad koniecznością współzawodnictwa w służalczości wobec przełożonego, która winna cechować każdego, kto chce należeć do Bractwa Św. Piusa X. Zważywszy na pragmatyzm abp. Lefebvre, łatwo sobie wyobrazić tego konsekwencje w kwestii doboru ludzi. Później zresztą powrócimy do tego tematu. Z pewnością w Bractwie nie brakuje takich, którzy porzucili to co uprzednio służyło im za inteligencję; dla nich rozwiązanie jest proste: pozwólmy abp. Lefebvre myśleć za nas. Są też i tacy, którzy całkowicie nie odrzucają myślenia, jako że prawo posiadania własnej opinii nie jest odebrane "lefebrystom", pod warunkiem, że we właściwym momencie potrafią zachować milczenie. Pozwala im się myśleć, lecz muszą być dość mało spostrzegawczy, ażeby móc stłumić swe sumienia, kiedy zajdzie taka konieczność (22). W ostateczności, fakt nieuznawania Jana Pawła II może być dopuszczalny, należy tylko powstrzymać się od nadawania temu rozgłosu. Niektórym kapłanom proponuje się stanowiska w jakimś mało znanym przeoracie, gdzie ich "anormalność" stanowiłaby małe ryzyko kolidowania z oficjalną linią. Podobnie, roztropni stronnicy o. Guérarda des Lauriers… przez długi czas mogli pozostawać podwładnymi abp. Lefebvre, aż do ostatnich miesięcy. Jeszcze dzisiaj, ks. Philippe Laguérie – przekonany "guérardien", który prywatnie nie robi z tego żadnej tajemnicy, żyje wygodnie w Bractwie Św. Piusa X. Musi tylko zapłacić cenę przystosowania swojego sumienia (23). Sam ks. Aulagnier, zwierzchnik francusko-belgijskiego dystryktu, nie kryje sympatii do katolickiego, zdrowego rozsądku, gdy nadarzy się okazja (24). Był jednakże wystarczająco "rozważny", by nagiąć swoje preferencje, gdy abp Lefebvre ujawnił swoje stanowisko. Od tego czasu ks. Aulagnier irytuje się nie mogąc rozerwać Jana Pawła II i jego kościoła. Jego serce skłania się na prawo, ale interesy prowadzą do utrzymywania pozycji centroprawicowej, podległej wszelkim korektom, które mogą mu narzucić kolejne kaprysy zwierzchnika. Ani ks. Aulagnier, ani ks. Laguérie nie są odosobnionymi przypadkami.

 

Bez względu na to czy odłożyli na bok całą inteligencję, względnie wybrali bojaźliwe milczenie płaszczącego się sumienia, wynik jest ten sam. Ci, którzy pozostają w Bractwie Św. Piusa X – z bardzo małymi wyjątkami – składają ofiarę partyjnej dyscyplinie. Bardziej niż katolickimi kapłanami, są oni znakomitymi "lefebrystycznymi" bojownikami.

 

CIĘŻKIE, CIASNE ROZUMKI

 

Abp Lefebvre zawsze pragnął i nadal pragnie księży, wielu księży. Pod tym względem oczywiście mu się powiodło i nie zmarnował żadnej okazji, by powinszować sobie takiego sukcesu. Jednak doktrynalna i duchowa pustka Bractwa Św. Piusa X oraz atmosfera partyjna, która się w nim panoszy najwyraźniej nie pozostają bez wpływu na jakość wyników tego przedsięwzięcia. Można wśród nich napotkać mniej lub bardziej wierne kopie charakterystycznych cech abp. Lefebvre, nie będących zwykle atrybutami katolickiego kapłana: w szczególności niezdolność uzasadnienia swoich czynów oraz zatwardziałość serca.

 

Nie zamierzamy ponownie analizować tego, co już roztrząsaliśmy: żałosnego poziomu członków Bractwa Św. Piusa X. Jednak musimy zwrócić uwagę na jedną bardzo poważną sprawę. Wszystkich, którzy zajmują miejsca w "lefebrystycznym" systemie wzywa się do wykonywania posługi w wyjątkowych lub nawet anormalnych okolicznościach. Każdy zostaje skonfrontowany ze światem, który nigdy przedtem nie był tak wrogi prawdziwej religii. Wszyscy są skłaniani do podejmowania przygniatającej odpowiedzialności: kierownictwa duchowego, kierowania wspólnotami, szkołami itd. A tymczasem żaden z nich nie potrafi uzasadnić tego, co robi.

 

Wiemy, że sam abp Lefebvre nie palił się do tego; a owa nieumiejętność zwielokrotnia się z kolei wśród jego wiernych podwładnych. Dzieło prałata Ecône odznacza się tym, że nie wnosi żadnego wkładu do dyskusji na tematy doktrynalne. Ani wewnętrzny biuletyn Cor Unum, ani ogólnie dostępne, o dużym nakładzie, pismo Fideliter nie są i nie chcą stanąć na wysokości zadania. Czasami jednostki, tylko w swoim własnym imieniu, zapędzają się w uczone dyskusje, ale zawsze w publikacjach o możliwie najbardziej ograniczonym nakładzie, zniechęcające w formie i jak wcześniej wspomnieliśmy, zawsze w celu retrospektywnego usprawiedliwiania, i to za wszelką cenę, praktyk abp. Lefebvre. Co do kapłanów z samego rdzenia, to nie chcą nawet mówić o doktrynie. Przy pierwszej próbie zadowalają się udzielaniem tych samych wyświechtanych wymówek: nie jesteśmy Kościołem nauczającym, pozostawmy to teologom, pozwólmy działać "Monseigneurowi", on wie dokąd podąża – zrozumcie, on myśli za nas; bądźmy pokorni, itd. Przyciśnięci trochę bardziej, używają argumentu-maczugi: atakujesz abp. Lefebvre (25).

 

Taka doktryna nie może wytworzyć etycznych zachowań. Dla wiernych skłonnych otworzyć oczy i spojrzeć jasno na sytuację, kapłani Bractwa Św. Piusa X jawią się generalnie jako "ciężkie, ciasne rozumki". Prawdą jest, że to znów po raz kolejny zwierzchnik dał im przykład. Uparcie podążając swoją ścieżką, sprzeciwia się wszystkiemu, co mogłoby stanowić dla niego przeszkodę, albo rzucić cień na jego dzieło. Uważany jest za człowieka miłego, łagodnego i pokornego. Wszyscy, którzy spotykają go po raz pierwszy tak o nim myślą, tym bardziej, że potrafi okazać się zmienny, nieuchwytny i może używać różnorakiego, nawet sprzecznego języka, dostosowanego do swoich korzyści i swojego rozmówcy. Jednak prawdziwa osobowość abp. Lefebvre nigdy nie przejawiała się tak wyraźnie jak wtedy, gdy się mu sprzeciwiało albo gdy się mu w jakikolwiek sposób przeszkadzało. Wtedy okazywał się wobec ludzi obojętny i niemiły.

 

Objawiało się to wyraźnie w jego zachowaniu w stosunku do kapłanów albo seminarzystów, którzy opuszczali Bractwo Św. Piusa X, bądź z powodu wierności Janowi Pawłowi II, bądź odmawiając uznania go za papieża albo z jakiejkolwiek innej przyczyny. Z punktu widzenia katolickiego przełożonego powinni być postrzegani jako zbłąkane owce, które, w ramach moralnego obowiązku, należałoby przyprowadzić z powrotem do owczarni. Jednakże abp Lefebvre nigdy nie traktował ich w ten sposób. Dla niego stanowili jedynie uciążliwość. Na ich usilne prośby o wyjaśnienie albo wysłuchanie, miał tylko jedną odpowiedź, i to pozbawioną wszelkiej życzliwości: nie zgadzasz się ze mną, to odchodź (26).

 

Tak samo, Msgr. Lefebvre – który jest biskupem, chociaż czasami patrząc na jego zachowanie można o tym nie pamiętać – powinien udzielić odpowiedzi, każdemu będącemu w błędzie, używając argumentu, który nie powinien być bezpodstawnym stwierdzeniem, niezwiązanym z nauką katolicką. Ci, którzy próbując go oświecić mieli "czelność" okazać mu miłosierdzie, otrzymywali w nagrodę: w najlepszym wypadku – milczenie, a w najgorszym – jadowite odpowiedzi. Ks. Barbara mógł tego doświadczyć przy wielu okazjach. Już w 1977 roku – będąc obiektem ordynarnego ostracyzmu ze strony bezkompromisowych "lefebrystów" – 3 grudnia podjął ryzyko napisania listu z pytaniem o powód takiego stanu rzeczy. List był nadzwyczaj pełen szacunku (27). Za to odpowiedź z 8 grudnia, już nie tak bardzo. Pośród innych uprzejmości, biskupowi wymknęła się taka łaskawa szpilka: "Zważywszy na stan ducha, w jakim ksiądz się znajduje, zastanawiam się jak jeszcze udaje się księdzu modlić". W 1980 roku, ks. Barbara napisał znów listy datowane na 23 lutego i 2 czerwca – każdy z nich tak samo pełny szacunku jak pierwszy – miał na celu przypomnienie abp. Lefebvre jego obowiązków, jako katolickiego biskupa. Afront musiał być nie do przyjęcia, ponieważ adresat nie uznał nawet za właściwe by na nie odpowiedzieć (28).

 

Tę oschłość i surowość, tym bardziej skandaliczną, że pochodziła ze strony człowieka, który otrzymał pełnię kapłaństwa i powinien być "dobrym pasterzem", można w różnym natężeniu spotkać wśród kapłanów Bractwa Św. Piusa X, chociaż niektórzy z nich niewątpliwie są tego nieświadomi (29). Dochodzi do tego fakt, że komfortowy kokon Ecône nie przygotowuje w żadnym wypadku do stawienia czoła aktualnej rzeczywistości. W rezultacie, młodzi kapłani, którzy z niego wychodzą są zupełnie oderwani od rzeczywistości: nierealistyczni odnośnie warunków, w których muszą realizować swoje kapłaństwo, nierealistyczni, co do swoich prawdziwych możliwości, nierealistycznych w odniesieniu do codziennego życia wiernych, itd. Karmieni złudzeniami, że są "apostołami dni ostatecznych" (30), korzystają z niemal absolutnego monopolu, wiedząc, że są wyczekiwani przez wiernych znajdujących się w sytuacji, w której nie mogą być zbyt wybredni. Upoważnieni do komfortowego życia znanego w ich zakonnej wspólnocie, wszędzie gdzie trafią działają jak gbury, bez oglądania się na tych, którzy przygotowali im grunt, czasami wywalczony kosztem gorzkich zmagań, obojętni na stawiane im zarzuty – bo czyż nie są oni kapłanami "Monseigneura"? – bezlitośni w stosunku do tych, którzy mają śmiałość, by nie naginać się do ich widzimisię (31). Ukształtowani w foremce płytkiego seminarium, nie posiadając innego rozumu czy sumienia niż to Biskupa Lefebvre, obarczeni misjami, których nie mogą właściwie wypełnić, ci znakomici wojownicy działają nie jak kapłani lecz jak barbarzyńcy.

 

Stan faktyczny jest bardziej gorszący dla wiernych nadal ich wspierających, ponieważ te "ciężkie, ciasne rozumki" nauczyły się subtelnych kościelnych zwyczajów i dopuszczają się nieprawości pod zewnętrznymi pozorami – i to wyłącznie zewnętrznymi – pobożnej i łagodzącej postawy. Rzeczywistość jest jeszcze bardziej skandaliczna, ponieważ Bractwo Św. Piusa X, dalekie od praktykowania pokory stosownej do swoich możliwości, nieustannie wynosi się nad innych.

 

KOLEKTYWNE SAMOZADOWOLENIE

 

Za niezrównanym poczuciem własnej wartości ukrywa się mierność dzieła abp. Lefebvre. Dla Bractwa Św. Piusa X pozory są dużo ważniejsze niż rzeczywistość. Jego członkowie celują w prezentowaniu świetnego schematu organizacji, rzeczywiście dobrze wyposażonej: międzynarodowych seminariów, dystryktów, przeoratów, domów dla zakonników, zakonnic, klasztorów, szkół, uniwersytetów, itd. Ten blichtr pozwala przymknąć oko na całą resztę. I znów, ilość przedkłada się nad jakość. Sam abp Lefebvre wyspecjalizował się w podkreślaniu rozwoju swego dzieła. Oprócz uwag o postępie, zawsze odwlekanych, "porozumień" z Rzymem, jego Lettres aux Ami et bienfaiteurs są zawsze naznaczone ekspansjonistyczną euforią: tutaj zbudowano szkołę, tam otwarto seminarium, nie przestajemy się rozwijać, itd.

 

Niezbędne jest znalezienie faktycznego wyjaśnienia tego wzrostu. Dla założyciela Ecône nie ma nic łatwiejszego: "najwidoczniej Bóg błogosławi" jego dziełu, jak pisze w przedmowie broszury pieczołowicie opracowanej przez jego seminarzystów i skromnie zatytułowanej: "Bractwo Św. Piusa X. Dzieło Kościoła. Cud Ecône" (32). Według abp. Lefebvre i jego czcicieli nie może tu chodzić o nic mniejszego jak o cud. Broszura, którą wspomnieliśmy zawiera na przykład odkrywczy rozdział pod tytułem "spojrzenie wstecz", który przytoczymy niemal w całości:

 

"Od jedenastu lat Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X okazuje w ciągły i nieprzerwany sposób swoje przywiązanie do Świętego Kościoła rzymskokatolickiego, do wszystkich jego instytucji, do całej jego doktryny a szczególnie do jego kapłaństwa, do Świętej Ofiary Mszy i do wielowiekowego Magisterium, które znajduje w Tradycji swój pełny i życiodajny wyraz" (33).

 

"Tak więc spojrzenie retrospektywne na Bractwo począwszy od przygotowań i początków istnienia sięgających 1 listopada 1970 roku, wyraźnie ukazuje niezawodne działanie Opatrzności, nie tylko w wydarzeniach, lecz również w trwałości jego formy i ostatecznego celu, prężności jego wzrostu, pomimo wewnętrznych i zewnętrznych przejść".

 

"Od samego założenia... Bractwo nie przestało wzrastać w niemal cudowny sposób" (1 stycznia 1981 liczyło 44 domy rozrzucone po całym świecie).

 

"I jeżeli jest prawdą, że w jego wzroście zaznaczył się cud, to przejawił się także w fakcie, że owego wzrostu nie powstrzymały dzikie ataki postępowych biskupów i duchowieństwa Francji oraz Szwajcarii, ani kardynałów rzymskiej Kurii.

 

Jest zupełnie oczywiste, że z ludzkiego punktu widzenia te wewnętrzne i zewnętrzne przeciwności powinny były zniszczyć Dzieło.

 

Świadkowie tych wydarzeń są zgodni. Dzieło utrzymało się przy życiu tylko dlatego, że jest kontynuacją Kościoła..." (34).

 

A zatem "lefebryści" widzą w sukcesie "Dzieła" ewidentny znak, że są przez Boga błogosławieni, ponieważ przedłużają istnienie Kościoła. Argument jest dobrze obliczony na to, by ze względu na swą prostotę wywarł wrażenie na nieświadomych i słabych. Cały jego efekt polega na powieleniu obiegowego samozadowolenia heretyko-schizmatyków, jak np. kalwinów, widzących w materialnym sukcesie – zauważyliśmy już jak pieczołowicie biskup Lefebvre i jego stronnicy podkreślają ilościowy wzrost – znamię ich predestynacji. "Lefebryści", usatysfakcjonowani swoją nagrodą tu na ziemi, nie przestają tego wyolbrzymiać zapewniając, że są jedynymi "przez Boga błogosławionymi". Tak dalece są o tym przekonani, iż myślą, że wszystko jest dopuszczalne, a w szczególności przywłaszczenie sobie lub zniszczenie wszystkiego, co niezależnie od nich, albo bez nich, zostało zrobione dla Kościoła.

 

HEGEMONIA

 

"Tradycjonalistami" byli początkowo kapłani, a przede wszystkim ludzie świeccy, którzy widząc zachowania duchowieństwa oraz liturgiczne i sakramentalne innowacje okresu posoborowego, podjęli inicjatywę o zerwaniu z nowym kościołem. Napotykając na obojętność, pogardę albo nienawiść większej części biskupów i księży, rozpoczęli starania o zachowanie prawdziwych sakramentów i prawdziwego katechizmu. Dokonali tego w najtrudniejszych okolicznościach. Z materialnego punktu widzenia ich siła była i jest znikoma, ich kapłani nieliczni, ich prowizoryczne budynki marne. Z moralnego punktu widzenia są przedmiotem złośliwości, stykają się z apatią przeważającej większości, nie posiadają przywódców ani organizacji. Oznacza to, że nie robią tego dla przyjemności, lecz dlatego, że bardziej lub mniej jasno zdają sobie sprawę z tego, iż w grę wchodzi coś poważnego. Może nie mieli czasu na przeprowadzenie kompletnej i dokładnej analizy, ale instynkt wiary ostrzegł ich, że powinni działać. Jeszcze nie w pełni rozumieli rzeczywiste rozmiary kryzysu, a zwłaszcza nie interesowali się tak naprawdę soborem, lecz wielu z nich wyraźnie dostrzegło potrzebę studiowania katolickiej nauki po to, by jaśniej ją zrozumieć i móc oprzeć na niej swoje stanowisko.

 

W tego typu sytuacji, pojawienie się abp. Lefebvre i jego Bractwa Św. Piusa X mogło być zbawienne. I tak powinno być. Wystarczyłoby, aby abp Lefebvre zdecydował się być prawdziwym biskupem i zwalczać nowe błędy orężem zdrowej doktryny. To, co nastąpiło potem pokazało, że okazał się biskupem, który nie sprostał wymaganiom, jakie postawiła przed nim Opatrzność. Co gorsza, będąc dalekim od spełnienia oczekiwań tych, którzy na niego liczyli, wykorzystał ich wyłącznie na pożytek własnej działalności.

 

A zatem środowisko "tradycjonalistów" już istniało, nie licząc Bractwa Św. Piusa X, przynajmniej w kilku krajach, a zwłaszcza we Francji i w Meksyku. Tego rodzaju przedsięwzięcie niewątpliwie nigdy nie mogłoby rozkwitnąć z pełną energią bez w/w środowiska, od początku sympatyzującego ze sprawą. Jakże mogło być inaczej? We wszystkim ufali abp. Lefebvre. On ze swej strony okazywał się łaskawy i taktowny wobec tych, którzy zaczynali działać bez niego. Obiecywał im kapłanów w bliskiej przyszłości. Jeśli już wówczas mógł się nosić z intencjami hegemonii, to środki jakimi dysponował nie pozwalały na wprowadzenie ich w życie. Wydawałoby się, że przewidywał dla siebie bardzo nierzucającą się w oczy rolę. Czyż nie powtarzał, że pragnie jedynie "kształcić dobrych kapłanów, jak za dawnych czasów" i że nie ma zamiaru być biskupem "tradycjonalistów"?

 

Jednak z upływem lat, podczas gdy odmawiał wypełnienia swego obowiązku, a jego Bractwo kwitło, postawa abp. Lefebvre uległa zmianie. Wbrew wszystkim jego zaprzeczeniom, okazywało się, iż jednak faktycznie jest przywódcą "tradycjonalistów". Korzystał z ich słabości, by tym lepiej zapewnić sobie dominację. Działał w ten sposób, iż wszystkie ich dokonania legły pod egidą jego Bractwa.

 

Od tego czasu, Bractwo Św. Piusa X osiągnęło taki poziom rozwoju, że przyznaje sobie prawo do czynienia absolutnie wszystkiego i że zamierza odtąd być – przynajmniej w praktyce, a coraz bardziej i w teorii – konieczną i obowiązująca drogą do katolickiej wierności. Będąc dalekie od okazania wdzięczności tym, którzy jeszcze bez niego od dawna prowadzili walkę i bez których by nie zaistniało, zaczyna się od nich domagać żeby znikli robiąc miejsce wszechpotężnemu dziełu abp. Lefebvre.

 

W praktyce hegemonia Bractwa Św. Piusa X przybiera ściśle klasyczną formę. Polega to na lokowaniu się w każdym miejscu. Nie byłoby w tym nic gorszącego, gdyby się to nie odbywało bez żadnego względu na uprzednio istniejącą sytuację. Wysiłki i dokonania wiernych katolików nie znajdują w oczach "lefebrystycznego kościółka" większego uznania aniżeli urzędujący biskupi, których uznają za prawowitych. Dla wiernych wybór jest prosty: pozwolić się wchłonąć albo walczyć. Pierwsze rozwiązanie nie jest tak proste jakby można przypuszczać (35). Co do drugiego, jest ono nieuniknione dla każdego kto ma zamiar pozostać katolikiem wolnym od "uścisku" abp. Lefebvre. Stając wobec oporu, Bractwo Św. Piusa X nie waha się przystąpić do współzawodnictwa (36). Nieważne, że ten, kto ma być zdeptany, całe życie pracował dla Kościoła, nie ma znaczenia, że przygotował grunt, musi zniknąć. Taka sytuacja nie niesie żadnego ryzyka dla małego "lefebrystycznego" kościoła, zawsze pewnego wsparcia ze strony światowych kręgów. Co więcej, gorliwi członkowie Bractwa Św. Piusa X trzymają w rezerwie pewną ilość najbardziej niemoralnych metod wykorzystywanych po to by przełamać opornych: kłamstwo, oszczerstwo a nawet – czemu by nie? – szantaż za pomocą sakramentów (37).

 

Na pierwszy rzut oka, zadziwiające może się wydawać takie zachowanie ze strony tych, którzy twierdzą, że nie mają żadnej innej intencji niż wykonywanie "dzieła Kościoła". Jednak w rzeczywistości, praktyczna hegemonia Bractwa Św. Piusa X wypływa z wewnętrznej logiki. Porzuciwszy katolicką naukę, będąc przekonani, że kontynuują istnienie Kościoła, zawzięci w swoich schizmatyckich praktykach, abp Lefebvre i jego gorliwi stronnicy już nie działają na rzecz Kościoła, lecz na własny rachunek.

 

Zaskakujące jest także to, że tak niewielu katolików przeciwstawiło się ekspansjonizmowi Bractwa Św. Piusa X. Chociaż tu i ówdzie dają się słyszeć pierwsze sygnały alarmowe (38), trzeba wyraźnie przyznać, że znaczna większość "tradycjonalistów" poszła za abp. Lefebvre. Jakie by nie były ich początkowe intencje, to energiczna reakcja przeciw nowej religii skutecznie i faktycznie skłoniła wielu do krótkowzrocznego przeniesienia swej nadziei na męża opatrznościowego, który – jak się spodziewali – wszystko ocali.

 

Abp Lefebvre utrzymuje, że wypełnia "misję Kościoła". Niestety rzeczywistość jest inna. Sprawuje on charyzmatyczne kierownictwo nad swym dziełem bez powołania się na autorytet jakiegokolwiek katolickiego zwierzchnika. Ma własnych wojowników, twardych i niedouczonych sekciarzy. Mimo wszystkich kierowanych do niego ostrzeżeń, odwrócił się od katolickiej prawdy i wykuł własną doktrynę, wiodąc za sobą swoje Bractwo do upadku. Odtąd Bractwo żyje w zachwycie nad własnym rozwojem, co jest jego własnym końcem. Zamierza wchłonąć wszystko, co pragnie być katolickie, a co jeszcze pozostaje poza nim. Lokuje się wszędzie, równolegle z nowym kościołem, którego prawowitość, niemniej jednak, uznaje. Krótko mówiąc, Bractwo Św. Piusa X stało się "nowym" nowym kościołem z własnymi strukturami i prawami (39). Określając je jeszcze krótszym terminem – słowem, które wywołuje przerażenie, lecz ściśle wyraża sens – jest to sekta.

 

Zakończymy długim cytatem: "Co się tyczy obrzędów, często przedstawialiśmy tutaj nasz punkt widzenia: jesteśmy za zachowaniem liturgii św. Piusa V (mszy i brewiarza, przyjmując dla tego ostatniego reformy św. Piusa X), śpiewu gregoriańskiego zalecanego jeszcze przez Papieży Pawła VI i Jana Pawła II. Co do czterech kanonów mszy Pawła VI, nie uważamy i nigdy nie twierdziliśmy, że są one nieważne lecz, że nie odpowiadają potrzebom wiernych naszej wspólnoty. Spróbujemy zrewidować nasze stanowisko, jeżeli Ojciec Święty zakaże odprawiania Świętej Ofiary według rytu trydenckiego. Na wszystkich mszach odprawianych przez kapłanów naszej wspólnoty wymieniane jest w Kanonie imię Ojca Świętego: «Una cum famulo tuo papa nostro Joanne Paolo». Nasza wspólnota w żaden sposób nie solidaryzuje się z tymi, którzy negują istnienie, zwierzchnictwo czy też władzę papieża. Jeśli chodzi o strój i zwyczaje życia, zależy nam na zachowaniu, lecz bez popadania w przesadę, praktyk duchowieństwa parafialnego z dawnych czasów. To właśnie skromnie staramy się dać i przekazać. Nie proponujemy czystego i sekciarskiego tradycjonalizmu, lecz tradycjonalizm w sposób możliwie najlepiej, jak potrafimy, przystosowany do świata współczesnego". Do wiadomości czytelnika dodamy, że wbrew pozorom, to oświadczenie nie pochodzi od abp. Lefebvre, ale od sekciarzy Kościoła Łacińskiego w Tuluzie (40).

 

ANEKS

 

Sprawa sumienia

 

"System Ecône" przejawia tendencję do spłaszczania sumień. Jego najbardziej rzucającym się w oczy skutkiem jest wywrócone wychowanie moralne, przez które na członków Bractwa wywierana jest presja okazywania służalczej uległości panującej w ich grupie ideologii. W przeważającej ilości wypadków taki stan rzeczy osiągany jest bez wielkich trudności, jednakże jest kilka wyjątków. Dwa niżej opisane przypadki obrazują rodzaj dramatu jaki mogą spowodować.

 

Rozgoryczenie: przypadek ks. Samsona

 

30 marca 1980 roku, młody kapłan, ks. Samson, napisał list, w którym wyjaśnił powody opuszczenia Bractwa rok wcześniej. Niemożliwe jest przytoczenie tutaj czterech stron tekstu, jednakże jego krótkie fragmenty ukażą sedno sprawy. Ks. Samson uważa, że głównym uzasadnieniem podawanym przez abp. Lefebvre swoim kapłanom i seminarzystom jest zachowanie mszy św. Piusa V. Przyznaje, że tym, co go zaniepokoiło był fakt, iż Paweł VI uczynił nowe ordo missae obowiązującym i dlatego postawa abp. Lefebvre była nieposłuszeństwem wobec autorytetu tego, kogo on, podobnie jak prałat, uznawali za prawowitego papieża:

 

"Poza wszelkimi kwestiami rytu, wchodzi tu w grę kwestia wiary w Ducha Świętego, który rządzi Kościołem i kieruje go ku wszelkiej Prawdzie (Jan XVI, 13). Odmowa przylgnięcia do Magisterium wyrażonego przez Drugi Sobór Watykański jest przeszkodą, która wprowadziła Ecône na ścieżkę schizmy. Jeżeli przyznamy, jak to robi Ecône, że Kościół omylił się podczas Vaticanum II, to musimy z tego logicznie wywnioskować, że zawiódł w sprawowaniu swej misji i że Bramy Piekielne go przemogły. To właśnie skłoniło abp. Lefebvre do stwierdzenia w Le coup de Maître de Satan: «jak pogodzić rozpowszechnianie i praktykowanie przez Rzym liberalnych błędów z nieomylnością Kościoła i Papieża?». Wnioskuję z tego, że to nie Rzym jest w błędzie, lecz Ecône, które niestety utraciło zmysł Kościoła.

 

W ten sam sposób, w J'accuse le Concile: «Duch, który panował na Soborze i zainspirował tak wiele niejasnych i wieloznacznych oraz otwarcie błędnych tekstów nie był Duchem Świętym». Pojawia się wątpliwość, gdzie odnaleźć Ducha Świętego: w Kościele i jego Magisterium, czy może gdzie indziej?".

 

W tych streszczających list ks. Samsona spostrzeżeniach ujawnia się cały dramat. Kapłan ten nauczył się katolickiej doktryny na temat autorytetu władzy. Wie, że gdy Papież naucza Kościół powszechny, to jest on nieomylny. Wie, że odmowa podporządkowania się papieżowi, którego się uznaje za prawowitego pasterza całego Kościoła, jest postawą schizmatycką i odrażającą. Jako że w Ecône nie udzielono mu szczegółowego wyjaśnienia ciężaru doktrynalnych błędów zawartych w soborowych tekstach i ponieważ, co więcej, zadowolono się podawaniem fałszywych i dziwacznych uzasadnień opierania się ustalonej władzy, której prawowitość spodobało się im uznawać, to kapłan ten dokonał wyboru. Pomiędzy schizmą z zamiłowania do konserwatyzmu oraz tym, co wydawało mu się być katolickim posłuszeństwem – wolał on katolickie posłuszeństwo.

 

W rzeczywistości, ks. Samson był w błędzie, gdyż prawdziwy problem powinien zostać postawiony w następujący sposób – czego on nie dostrzegł: nauczanie, które według Vaticanum II jest jakoby autentycznym nauczaniem Kościoła, zaprzecza w formalny sposób doktrynie zdefiniowanej w przeszłości w nieomylny i ostateczny sposób przez papieży i sobory. Taki jest stan faktyczny, ale kto w Ecône na poważnie zadał sobie trud, aby wykazać ten fakt? I z tej wątpliwości należy wyciągnąć wniosek: Paweł VI – który ogłosił Kościołowi powszechnemu doktryny uprzednio potępione przez Magisterium – postępując tak nie mógł być papieżem; wręcz przeciwnie pokazał tym aktem, że utracił całą jurysdykcję i był nikim więcej jak tylko samozwańcem. Kto w Ecône miał odwagę powiedzieć tę prawdę ks. Samsonowi? Stawiając pytanie, trzeba na nie udzielić odpowiedzi: nie znalazł się nikt, rzecz jasna.

 

Tak więc możemy zrozumieć czyn księdza, którego sumienie niedostatecznie poinstruowane przez tych, których obowiązkiem było jego uformowanie, pozostaje prawe w opisanych okolicznościach. Wszelako obiektywnie, jest to skandaliczny bałagan.

 

Normalizacja: przykład amerykański

 

Moralna presja wywierana na członków Bractwa w celu uzyskania od nich doskonałej zgodności z praktykami przełożonego czasami prowokuje odejścia, ale znacznie częściej mniej zauważalne pójście na ugodę. Wśród różnych przypadków tego rodzaju, wspomnimy jeden, mniej znany francuskim czytelnikom. Dotyczy on grupy trzech czołowych członków Bractwa Św. Piusa X w Stanach Zjednoczonych, księży: Clarence'a Kelly’ego, Anthony'ego Cekady i Daniela Dolana. Ci trzej kapłani, podejrzani w oczach abp. Lefebvre z powodu ich swobody wypowiedzi na temat nowego ordo missae oraz Jana Pawła II, zostali zobowiązani do podpisania dokumentu, z którym abp Lefebvre osobiście zwrócił się do nich 29 maja 1980 roku. Pismo to, zredagowane w języku angielskim, jest krótkie:

 

"Wasz Przełożony i Biskup wymaga od was, by jako odpowiedź pytającym, co powinno się sądzić o papieżu, mówić: «praktyka i stanowisko Bractwa od jego założenia» (41). I nie powinniście publicznie wyrażać opinii, czy to ustnie czy też pisemnie, sprzecznej ze stanowiskiem Bractwa, ani na temat papieża, ani nieważności «ex se» Novus Ordo.

 

By się jaśniej wyrazić; odnośnie kwestii papieża, praktyką Bractwa jest skłaniać się za prawowitością, przyznając przywilej wątpliwości; co do Novus Ordo: stanowisko Bractwa nie rozstrzyga czy jest ze swej natury, «ex se» nieważny. Jednakże Bractwo przyznaje, że ostateczne rozwiązanie tych kwestii musi koniecznie przypaść Magisterium Kościoła w przyszłości, kiedy normalność zostanie przywrócona".

 

Tekst jest podpisany przez abp. Lefebvre i trzech kapłanów pociągniętych do odpowiedzialności.

 

Wyraża się w tym cała schizmatycka orientacja Ecône. W Bractwie, ktoś działa, ktoś prowadzi "politykę", stosuje "praktykę", ale ktoś zakazuje sobie – i innym – podania teoretycznego uzasadnienia swoich czynów. Abp Lefebvre jest całkowicie odpowiedzialny za tę sytuację, a jego odwołania do jakichś późniejszych rozstrzygnięć w kwestiach zasadniczych chwili obecnej, pokazują wyraźnie pogardę, w jakiej ma potrzeby moralnego sumienia.

 

Lwi kontrakt

 

W tych miejscach, w których istniały katolickie ośrodki przed pojawieniem się Bractwa, dla osiągnięcia hegemonii tego ostatniego wykorzystano ukryte machinacje. Jednakże w tych krajach, gdzie Bractwo posiada monopol na sakramenty, panuje surowe prawo serca z kamienia w rodzaju najgorszego ekonomicznego liberalizmu. I tak, w Stanach Zjednoczonych grupom katolików świeckich proponuje się "stowarzyszenia" na podstawie całkowicie lwich kontraktów. Wymownym tego świadectwem jest poniższy list ks. Bolduc, przełożonego dystryktu południowo-zachodniego Stanów Zjednoczonych.

 

A oto pełne tłumaczenie:

 

The Society of Saint Pius X

SAINT MARY'S COLLEGE

Post Office Drawer 159

St. Marys, Kansas 66536

Telephone (913)437-2471

 

3 czerwca, 1980

 

Płk. Jack Looney

4009 Van Buren N. E.

Albuquerque, New Mexico 87110

 

Drogi pułkowniku Looney:

 

Dziękuję za powiadomienie mnie o twoich zamiarach odnośnie Bractwa Św. Piusa X. Katolickie kaplice tradycyjne bardziej niż kiedykolwiek odkrywają korzyści istniejące ze znalezienia się pod egidą Bractwa. Jako że członkowie waszej rady wyrazili pragnienie uzyskania informacji na temat ich powinności wobec Bractwa oraz powinności Bractwa wobec kaplicy na wypadek gdyby przyłączenie doszło do skutku, zwracam się do was w tym krótkim liście, by wyjaśnić tę sprawę.

 

Przede wszystkim, Bractwo zobowiąże się do przysyłania kapłana na niedzielną Mszę w Albuquerque. Mogę Pana zapewnić, że wasz terminarz Mszy nie zostanie naruszony i że wyznaczę tam kapłana tak szybko jak to będzie możliwe. Po drugie, Bractwo zawsze będzie miało obowiązek zapewnienia wam Mszy, sakramentów i kapłana. W zamian za to, Bractwo oczekiwałoby, że zostanie mu przekazane w akcie o poprawnej i właściwej formie całe mienie, na osobę arcybiskupa Lefebvre poprzez jego przedstawiciela, Przełożonego Dystryktu Południowo-Zachodniego. Oznacza to, że Bractwo przyjęłoby wszelkie długi i zastawy hipoteczne. Bractwo musiałoby również możliwie najszybciej uzyskać osobowość prawną w stanie Nowy Meksyk.

 

Co się tyczy powinności kaplicy wobec Bractwa, oczekiwalibyśmy by suma około 100 dolarów była wysyłana comiesięcznie do centrali dystryktu w St. Marys, w stanie Kansas, tytułem udziału we wspieraniu organizacji "matki". Od czasu do czasu oczekiwalibyśmy także, żeby kaplica w dodatkowy sposób partycypowała w szkoleniu seminarzystów i zakonników. Wszystkie inne fundusze byłyby wykorzystywane na potrzeby miejscowe.

 

Zważywszy na to, iż Bractwo jest jedyną tradycyjną katolicką organizacją posiadającą seminaria, stanowi jedyne zgrupowanie mogące na przyszłość zapewnić kapłanów. Dlatego też uważam, że wasza kaplica zabezpieczyłaby swoją przyszłość przynależąc do Bractwa.

 

Jeżeli jest coś, w czym mógłbym wam pomóc, proszę dać mi znać. Omawiałem tę sprawę z arcybiskupem podczas jego wizyty i wyraził zgodę na przyjęcie kaplicy Albuquerque.

 

Zapewniam o naszych modlitwach.

 

Z Maryją Niepokalaną

 

Ks. Hector L. Bolduc

Przełożony Dystryktu Południowo-Zachodniego

Bractwo Św. Piusa X

 

 

Ks. Nöel Barbara

 

Z języków francuskiego i angielskiego tłum. Iwona Olszewska i Mirosław Salawa

 

–––––––––––

 

Przypisy:

(1) Ks. Simoulin głosząc kazanie "O zbawienie duszy Kościoła" (sic) na Wielki Post 1981, w kościele pod wezwaniem św. Mikołaja z Chardonnet (Saint-Nicolas-du-Chardonnet). Błędy i nieścisłości księdza, otoczonego aureolą ledwie półrocznego kapłaństwa zostały opublikowane w książce, do której przedmowę napisał zresztą Msgr. Ducaud-Bourget. Przegląd Itinéraires decydując się nadać jej pewien rozgłos, nalegał jednak na skorygowanie młodzieńczych błędów księdza. A ponieważ tym samym jego pycha, została dotknięta do żywego, ksiądz uznał za właściwe, wydanie i rozpowszechnienie śmiesznej i jadowitej broszury pod tytułem "Boże, broń mnie przed moimi przyjaciółmi. Przed wrogami obronię się sam". Powrócimy jeszcze do tej broszury, ponieważ stanowi dobrą charakterystykę kapłanów Bractwa Św. Piusa X. Odnośnie tej sprawy, por. Itinéraires nr 261, marzec 1982.

 

(2) Por. zwłaszcza Fideliter, nr 16, gdzie ks. Aulagnier uznaje dziecko za przyczynę stanowiącą cel istnienia rodziny.

 

(3) Fideliter, nr 23, s. 22.

 

(4) Samozadowolenie, które czasami osiąga szczyty komicznej afektacji. Ks. Lorans, otrzymawszy tytuł rektora Instytutu Uniwersyteckiego Świętego Piusa X (L'Institut Universitaire Saint-Pie X) po kilku miesiącach kapłaństwa, uznał za wskazane wygłosić wykład inauguracyjny w górnolotnym stylu, którego pompatyczność była nieadekwatna do skromności przedsięwzięcia:

 

"Każdy człowiek z natury pragnie poznania, ponieważ między jego intelektem a prawdą istnieje związek, który nie jest akcydentalny lecz esencjonalny – w języku Szkoły, związek nie predykamentalny ale transcendentalny...".

 

"Metoda scholastyczna, która wyraźnie odróżnia w zdaniu podmiot od predykatu, w sylogizmie przesłankę większą od mniejszej, ta ascetyczna metoda wydawała mu się nie dość poetycka, w greckim znaczeniu tego słowa".

 

"Ta poetycka nobilitacja, która wynosi ludzkie poznanie na poziom poznania anielskiego i boskiego prowadzi dalej, na krótką metę, do ontologicznej nobilitacji, która czyni z człowieka boga, a z filozofii gnozę...".

 

W języku Szkoły i w greckim znaczeniu słowa, trzymając się ich wygładzonego języka, nazywa się to "funkcjonować ponad swoimi możliwościami".

 

(5) Broszura już cytowana.

 

(6) Niektórzy byli zaskoczeni widząc swoje nazwiska na liście seminarzystów już podczas pierwszej wizyty u rektora seminarium.

 

(7) Albo "bombardowania" (tj. przyśpieszania) według wyrażenia używanego przez ks. Simoulin w Fideliter, nr 26, s. 15.

 

(8) Taki jest przypadek na przykład ks. de la Tour, któremu koledzy delikatnie dokuczali z powodu jego ograniczonych umiejętności w ożywianiu kolatorstwa.

 

(9) Myślimy o dramacie pewnych księży-robotników, wrzuconych w brutalność świata, bez żadnej innej formacji poza kilkoma pytaniami z krótkiego kursu i wskazówkami z nieodpowiedzialnych źródeł.

 

(10) W Ecône nie udziela się praktycznie żadnych nauk na temat Drugiego Soboru Watykańskiego, nowych obrządków albo reform kanonicznych. Na początek zajmują się nową mszą, ponieważ niektórzy seminarzyści zbyt swobodnie traktują tę kwestię. Ks. Barrielle natomiast w wolnej chwili może opowiedzieć o objawieniach Najświętszej Panny ze Shawinigan, która ukazała mu się pewnego wieczoru na konferencji. Podobno prawdą jest, że Panna Maryja powiedziała mu, że ks. Barbara nie ma racji. Cóż za gratka!

 

Zamęt, jaki panuje w kwestii nowych obrzędów osiąga poziom farsy. I tak, seminarzyści nie są pewni ważności święceń ks. Cottard. Wiemy na pewno, że był on wyświęcony przez abp. Lefebvre według nowego rytu. Poza tym, opinie się różnią. Abp Lefebvre nie chce wyjaśnić tej sprawy – moglibyśmy zapytać, dlaczego. Niektórzy seminarzyści starannie unikają uczestnictwa we mszach wątpliwego kapłana: do tego stopnia – na przykład – że pewien ceremoniarz z Ecône postąpił tak, by jego przyjaciele nie musieli uczestniczyć we wspólnotowej mszy, kiedy odprawiał ją ks. Cottard.

 

(11) To częściowo wyjaśnia, dlaczego większość z tych, którzy opuścili seminarium z powodu nie uznawania Jana Pawła II jest teraz wśród stronników O. Guérarda des Lauriers, którzy, jak wiemy, odznaczają się alergią na wszelkiego rodzaju dyscyplinę.

 

(12) Świetny przykład liberalizmu: Księża Kelly i Bolduc, kapłani tego samego dystryktu w Stanach Zjednoczonych, nie potrafiąc żyć w dobrych stosunkach, wzajemnie złożyli skargę na siebie do swojego przełożonego, który zadecydował o podziale dystryktu czyniąc każdego z kłótliwej pary zwierzchnikiem swojej części.

 

(13) Abp Lefebvre jest niedoścignionym mistrzem sztuki drogi pośredniej. W 1977 roku, zdecydował się zerwać z Office de la Rue des Renaudes i chociaż odmawiał przedyskutowania tej kwestii, to zabronił swoim podwładnym uczestnictwa w kongresie w Lozannie. "Anty-liberałowie" uradowali się. Lecz kolejna konferencja prowadzona przez ich zwierzchnika, była skierowana przeciw nim. Podobnie, zakazał członkom Bractwa brania udziału w obozach mieszanego ruchu młodzieżowego. Ponownie "anty-liberałowie" się ucieszyli. Jednakże kampania prowadzona przez ks. Blin spowodowała zmianę decyzji prałata, który cofnął swój zakaz. Ci w Bractwie, którzy zachowali jeszcze godność albo przytomność umysłu doświadczyli tym sposobem prawdziwego okresu "douche écossaise" nim zrozumieli prawdziwe intencje biskupa.

 

(14) Por. poniżej w Aneksie, "Rozdrażnienie: przypadek ks. Samsona".

 

(15) Nie znamy intencji tych kapłanów. Jednak jest całkiem jasne, że to, co mówiono do nich w Ecône na temat nowej mszy i Vaticanum II nie przygotowało ich na to, co miało ich spotkać. Odkrywając pewnego dnia katolicką doktrynę, która była przed nimi skrywana – w szczególności nieomylność powszechnego Magisterium – a nie będąc przekonani co do wewnętrznego zła nowego ordo missae oraz soborowych tekstów, z łatwością odpadli od wiary.

 

(16) Możemy sobie wyobrazić chaos wewnątrz Bractwa, po śmierci abp Lefebvre. Zaprawdę, nie jest to hipoteza, na której uwzględnienie są przygotowani jego najwierniejsi podwładni.

 

(17) Mgr. Lefebvre, wschodzące czy zachodzące słońce, N.E.L., 1979.

 

(18) Wśród "tradycjonalistów" stało się zwyczajem zwracanie się do abp. Lefebvre, "Monseigneur" bez podania bliższych personaliów. Zwyczaj ten niektórych irytuje. Tak więc, na posiedzeniu redakcji przygotowującej "Itinéraires", A. B. uznał za konieczne przypomnieć zebranym, że "Monseigneur" nie jest jedynym biskupem na ziemi.

 

(19) Ks. B, wezwany do wyjaśnienia powtarzanych postulatów swojego zwierzchnika o pozwolenie na "eksperyment Tradycji", uznał za stosowne usprawiedliwić niedorzeczność sformułowania niezrównaną cnotą pokory "Monseigneura".

 

(20) Ten poemat był już komentowany w naszym piśmie (Por. nr 4 NS). Przedstawiamy nową, niepoprawioną wersję: "Jakiś czas temu zasugerowano mi – zastanawiam się więcej niż kiedykolwiek dlaczego, po tym co właśnie usłyszeliśmy, (jako że prawdziwi poeci odczytali przede mną swe piękne wiersze) – by z okazji tej rocznicy poetycko wyrazić, w miarę możności, kilka pięknych myśli. Nie wiem czy myśli, które udało mi się pochwycić są piękne, ani czy ich sformułowanie jest poetyckie, ale chętnie złożę ci, Monseigneur, w formie sonetu, ten hołd synowskiego oddania:

 

 

«Soyez Béni mon Dieu: vous veillez sur le mond.

Si votre oeuvre est ruinée par ceux qui vous trahissent,

Vous suscitez un homme, afin qu'il rebâtisse.

Une sublime fois, face aux péchés immondes,

L'Homme-Dieu est venu. En rachetant nos âmes,

Il nous fit connaître le prix de la souffrance.

C'est l'Epouse aujourd'hui, (L'Epouse de Jésus-Christ, c'est l'Eglise catholique)

que déchire la lance (la lance qui perça le côté de Notre-Seigneur en Croix)

Dans l'amour de la chair (au sens de saint Paul dans ses épîtres : l'amour des choses du monde) est la cause du drame.

Mais il y a dix ans, un Prince de l'Eglise s'est levé.

Il résiste, accepte de souffrir

Pour paître ses brebis, malgré l'atroce crise.

En sa Fraternité, nous lui serons unis,

En pensons voir, un jour, pour lui, le ciel s'ouvrir.

Car sur la charité il a fondé sa vie.

("Nous avons cru en la charité" est la devise de Mgr Lefebvre)».

 

"Bądź błogosławiony Boże: Ty czuwasz nad światem.

Gdy Twe dzieło zdrajca zrujnował

Powołujesz człowieka, by je odbudował.

Gdy niegdyś, Bóg-Człowiek zstąpił na ziemię,

Wziął na Siebie brud grzechów, obmył nasze dusze,

Dał nam zrozumieć cenę cierpienia, cierpiąc katusze.

Oto Oblubienica kruszy dziś włócznię. (Oblubienicą Jezusa Chrystusa jest Kościół katolicki)

(włócznia, która przebiła bok Pana naszego na Krzyżu).

W miłości ciała przyczyna dramatu.

(w znaczeniu używanym w listach Św. Pawła: miłość spraw doczesnych)

Lecz dziesięć lat temu, powstał Książę Kościoła.

On opiera się, on cierpi

By paść swe owce, mimo strasznego kryzysu.

W jego Bractwie, będziemy z nim zjednoczeni,

Wyczekując, aż pewnego dnia niebo nad nim otwarte ujrzymy,

Gdyż na fundamencie miłości życie swe on zbudował.

Uwierzyłem miłości» – dewiza abp. Lefebvre)".

 

(21) Widok proponowany przez pewnych "tradycjonalistycznych przywódców" jest dość przykry. Pomimo różnicy zdań z abp. Lefebvre i z racji samych tych różnic, nieustannie głoszą swe niezawodne przywiązanie do niego, wiedząc że gdyby wskazał ich na odrzucenie, to przez to niechybnie utraciliby swych zwolenników, a tym samym środki egzystencji.

 

(22) Jak na przykład księża: Kelly, Cekada i Dolan. Por. poniżej w Aneksie, "Normalizacja: przypadek amerykański".

 

(23) Przystosowanie polegało czasem na nie odmawianiu modlitwy "pro pontifice" przy adoracji Najświętszego Sakramentu, zastępując ją grą na organach. Dzisiaj ksiądz wybrał prostszą metodę: śpiewa modlitwę nie myśląc.

 

(24) W Castres, na Wielkanoc 1979 nie odmówił modlitwy "pro pontifice"; to jedna z metod przypodobania się tym, którzy mu towarzyszyli. Podobnie, w refektarzu jego przeoratu w Suresnes zachodząc się od śmiechu odczytał Forts dans la Foi, nr 59/60, które streszcza wszystkie najsurowsze wypowiedzi abp. Lefebvre na temat soborowego kościoła.

 

(25) W jego broszurze cytowanej powyżej, ks. Simoulin z braku argumentów, używa takiej końcowej insynuacji: "Wielu ludzi świeckich... zdaje się odczuwać skrywaną przyjemność w dyskredytowaniu abp. Lefebvre i jego Bractwa poprzez jego kapłanów, których on wykształcił i w których pokładał ufność". Przedstawianie sprawy w ten sposób jest odwróceniem ról. To kapłan Bractwa Św. Piusa X hańbi abp. Lefebvre. Czyja to jest wina?

 

(26) Por. to, co powiedział o jednym ze swoich seminarzystów, któremu właśnie pokazał drzwi: "Sytuacja jest jasna, dokładnie taka jak tych młodych kapłanów, którzy opuścili nas, by pójść inną drogą niż Bractwo". "Tak długo jak pozostaje w tych swoich przekonaniach, bezcelowe są wszelkie próby kontaktu ze mną, czy to pisemne czy spotkanie. Odmawiam, i bezspornie mam do tego prawo, wchodzenia w jałowe dyskusje... Wybrał inną wspólnotę; niech w niej żyje" (List do ks. Siegela, 1 października 1981).

 

(27) Zawierał na przykład ten wstęp: "Zapewniam cię, że jeśli w tym liście miałoby się okazać coś dla ciebie ubliżającego, cofam to zawczasu i nie chciałbym tego nigdy napisać, ponieważ jak ci już niejednokrotnie mówiłem, a Bóg mi świadkiem, że nie kłamię, żywię dla ciebie szacunek nie tylko z powodu pełni twego kapłaństwa, lecz ponadto niekłamaną kapłańską sympatię. Od bardzo wielu lat nigdy nie omieszkałem polecać cię Bogu w «Memento» każdej z moich Mszy".

 

(28) Wszystkie szczegóły były opublikowane w Forts dans la Foi, nr 3 NS, ss. 222-236. Wielu innych prócz ks. Barbary musiało potwierdzić niewiarygodną zjadliwość abp. Lefebvre. I tak, M. Denoyelle, dyrektor belgijskiego periodyku Mysterium Fidei napisał wiele pełnych szacunku listów, aby przywieść biskupa do opamiętania. Jedyną jego odpowiedzią było: "Jego Eminencja abp Marcel Lefebvre prosi, żeby pan Denoyelle już nie wysyłał do niego Revue Mysterium Fidei, ani do seminariów Bractwa. Z wyrazami poważania i zapewnieniem o modlitwie. 3 lipca 1981" (por. Mysterium Fidei, Dossier fraude Ecône).

 

(29) Akta opublikowane w Forts dans la Foi, nr 3 NS zawierały także dwa listy, jeden z 9 maja 1980 do wszystkich członków Bractwa Św. Piusa X, drugi z 9 sierpnia 1980 do wszystkich Przeorów i Przełożonych Domów Formacji Bractwa. Pierwszy nie doczekał się odpowiedzi. Co do drugiego, ks. Tissier de Mallerais, rektor seminarium w Ecône, odpowiedział tak stanowczo jak tylko mógł odrzucając go i odsyłając nie przeczytany. Ks. Aulagnier zrobił to samo, dodając: "Księże, jestem zmuszony powiedzieć, że twoja działalność napawa mnie niesmakiem. Z pozdrowieniami".

 

(30) Ks. Barrielle i kilku innych zdecydowali zastosować do nich te słowa św. Ludwika Marii Grignion de Montfort.

 

(31) Musimy jeszcze raz przytoczyć cytat z broszury ks. Simoulin zwracając uwagę, że mówi o sobie w trzeciej osobie: "Autor jest kapłanem, mimo wszystko. Załóżmy, że można roztropnie i z szacunkiem się z nim nie zgadzać, gdy wypowiada się na temat ruchu liturgicznego, telewizji albo łapania motyli, jednakże nie możemy tego uczynić, kiedy wyposażony w brzemię i władzę wynikającą ze stanu kapłańskiego głosi wiarę Kościoła". Moglibyśmy wykazać, że ów młody kapłan, przemawiający z ambony kościoła St. Nicolas du Chardonnet, żąda od wiernych posłuszeństwa, którego on sam odmawia swojemu "papieżowi" Janowi Pawłowi II mówiącemu z wysokości Stolicy Piotrowej. Zacytujmy go tylko raz jeszcze w nadziei, że może sam siebie zrozumie: "Trzeba czuwać bacznie nad swoją własną doktryną zanim się ją skonfrontuje z nauką Kościoła. Dla tego celu można sięgnąć do kilku bardzo dobrych katechizmów, dla dorosłych lub dla dzieci".

 

(32) Editions Saint-Gabriel, marzec 1982.

 

(33) Nasze podkreślenie. Cały błąd abp. Lefebvre jest tutaj wyraźnie wykazany. Jeżeli jest prawdą, że Depozyt Wiary jest ponad Magisterium tak jak Chrystus jest ponad swoim Wikariuszem, to niemniej jednak fałszywe jest stwierdzenie, że Magisterium znajduje swój wyraz w Tradycji. Wprost przeciwnie, to Kościół decyduje ostatecznie, co jest Tradycją, to funkcją żywego Magisterium jest być autentycznym jej świadkiem. Protestantyzm odwołuje się do Pisma Świętego przeciw nauczaniu Kościoła. Odwołując się do Tradycji przeciw Magisterium, abp Lefebvre w prostej linii podąża drogą wolnego badania.

 

(34) Ustępy pogrubione są podkreślone przez autorów.

 

(35) Por. poniżej w Aneksie, "Lwi kontrakt".

 

(36) Na przykład, we Francji, w Marsylii, Nantes, Lille, Tours, Strasburgu, Lyonie.

 

(37) W Meksyku, dla naprawienia sytuacji, która okazała się fatalna dla Bractwa Św. Piusa X, księża Faure i Williamson nie zawahali się chodzić – ponosząc wielkie wydatki – od jednego opornego do drugiego, donosząc każdemu wielkie kłamstwa, jakoby inni już się podporządkowali. We Francji, M. Mazier de Montbrillant, odmawiając przekazania Stowarzyszenia Świętego Piusa X z Anjou, którego jest prezesem zaczął być ciągany po sądach za oszustwa powstałe z imaginacji łaskawych "lefebrystycznych" kapłanów. W USA, ks. Bolduc, przełożony południowo-zachodniego dystryktu, swobodnie skorzystał ze swego sakramentalnego monopolu ustanawiając tyranię, o czym świadczy jego list z 19 maja 1981 roku do pana i pani B., podpisany przed publicznym notariuszem i zawierający taki znaczący ustęp: "Niniejszym listem pragnę was poinformować, że ani wy ani wasi synowie, D. i B., nie możecie nigdy odwiedzać ani postawić nogi w St. Mary's College, ani na terytorium należącym do Bractwa Św. Piusa X. Jeśli to zarządzenie zostałoby naruszone, użyję wszelkich prawnych środków koniecznych by je wyegzekwować i pociągnę was bezpośrednio do odpowiedzialności za wszelkie konsekwencje wynikające z jego naruszenia. Gdyby któreś z was odczuło potrzebę przystąpienia do Sakramentów (a wielce zalecam rozważenie tego), winniście się ze mną skontaktować, bezpośrednio mnie powiadomić i umówić na prywatny termin zależnie od mego uznania. Nie może to być uczynione za pośrednictwem żadnego innego kapłana lub członka Bractwa, poza mną".

 

(38) Por. Zawiadomienie Comité International de Coordination d'Associations Catholiques (Międzynarodowego Komitetu ds. Koordynacji Katolickich Stowarzyszeń), z 18 października 1981 zatytułowane: "Kilka refleksji na temat obecnej sytuacji...".

 

(39) Por. "Rozporządzenia dotyczące uprawnień i praw, którymi dysponują członkowie Bractwa Świętego Piusa X" z 1 maja 1980. Abp Lefebvre udziela zwykłym kapłanom władzy bierzmowania, oszukańczo powołując się na motu proprio Pastorale Munus (z 30 listopada 1963). Nie można wystarczająco wyrazić powagi takiego czynu, który komuś, kto by nie wiedział, że w Kościele istnieje Prawo mógłby wydawać się nieszkodliwym, ale który stanowi jeden z najbardziej przemożnych dowodów na to, że abp Lefebvre naprawdę ma zamiar być głową autokefalicznego kościoła.

 

(40) Kwartalny biuletyn o obronie Wiary i zachowaniu Tradycji, Foi et Tradition, nr 76, maj-czerwiec 1981.

 

(41) W oryginale: "To give us an answer to those who ask what one should think about pope: the practice and attitude of the Society since its origin". Jest to zatem oczywiście sprawa podawania "partyjnej wersji" jako odpowiedzi na zasadnicze pytania zadane przez osoby postronne; nie zaś obiektywna odpowiedź, nawet czysto spekulatywna. Nie tylko w Stanach Zjednoczonych ta lekcja została przerobiona przez młodych bojowników Bractwa. Wielu z naszych czytelników doświadczyło tego w tym czy innym czasie.

 
© Ultra montes (www.ultramontes.pl)

Kraków 2008

Powrót do spisu treści tekstu ks. Noëla Barbary pt.
ECÔNE - koniec, kropka

POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: